wtorek, 12 stycznia 2010

Wodospady Iguassu - dzien 2 - Argentyna

Bylo bardzo goraco, niestety znowu byly chmury, na szczescie nie padalo. Znowu lokalnymi busami dojechalismy do parku, tym razem z drugiej strony, bedziemy w samym centrum wodospadow!

Wejscie do parku kosztowalo ok 70 PLN, dojazd 4 PLN. Park jest ogromny, kursuja po nich kolejki, ktore woza do odleglejszych fragmentow wodospadu. Czekalismy godzine w kolejce do kolejki. Na poczatek glowna atrakcja - Garganta del Diablo - czyli Diabelska Gardziel. To najwiekszy z wodospadow, woda splywajaca z trzech stron z bardzo duzej wysokosci uformowala kilkudziesieciometrowej sredicy kociol, do ktorego splywa. Spada do srodka z taka sila, ze chmura wody jest wyrzucana z powrotem do gory na kilkadziesiat metrow. Z okolic wodospadu wychodzi sie znowu zupelnie mokrym, wielu nieostroznych i zbyt pazernych na zdjecia stracilo tam swoj przemoczony sprzet fotograficzny. W drodze do Gardzieli towarzyszyly nam motyle, przerozne, bardzo kolorowe. Setki motyli latajace wokol, co chwile siedaly nam na glowach, ramionach, plecakach, korzystajac z darmowego srodka transportu. Moj pasazer okazal sie zbyt leniwy i nie odlecial w pore. Porwal sie do lotu w bliskich okolicach Gardzieli, wilgoc i podmuchy powietrza od wodospadu wciagnely go najpier nad wodospad, walczyl przez chwile z zywiolem, ale w koncu razem z woda spadl kilkadziesiat metrow w dol...

Wrocilismy kolejka do pozostalych wodospadow. Argentynczycy zbudowali mnostwo tarasow wokol wodospadow, widoki mozna podziwiac znad nich, obok nich i z dolu. Gdy dotarlismy nad drugi najwiekszy wodospad jak na zawolanie wyszlo slonce i pod nami ukazala sie kilkudziesieciometrowa tecza. Wrazenia byly po prostu niesamowite - te wodospady to najpiekniejsza rzecz jaka w zyciu widzialem, nic nie moze sie z nimi rownac! Ciezko bedzie, zeby cos na tej wycieczce bylo rownie pieknego. Jesli chodzi o tego typu przezycia, to porownac z nimi moge jedynie Serengeti w Kenii i widok tych wszystkich zwierzat na wyciagniecie reki...

Nie odmowilem sobie takze poplyniecia lodzia (mocny ponton-motorowka). Szalony kapitan podplywa pod same wodospady, woda leje sie do lodzi i na glowy ludzi w nich plynacych. Podmuchy powietrza z woda z wodospoadu oslepiaja, ale woda tak orzezwia, a adrenalina buzuje w zylach, ze przezycia sa po prostu cudowne!

W drodze powrotnej okazalo sie ze slonce przebijace chmury nas spalilo, bylismy bliscy dostania udaru, ciezko sie szlo, cali mokrzy. Ale po drodze byla jeszcze jedna rzecz - na mapie parku znalezlismy gdzies zupelnie na uboczu sciezke piesza, 3 km po dzungli. Malo kto tam docieral, bo moze na to zabraknac czasu, a trasa jest zupelnie na uboczu. Poza tym ludzie z reguly chodza tam gdzie sa inni ludzie. Na szczescie ja kieruje sie zasada odwrotna i probuje podazac nieuczeszczanymi szlakami. Grzechu nie dal rady, slonce za bardzo go spalilo i wrocil do hostelu. Poszedlem ta trasa z Teresa, dzien wczesniej poznana Niemka. Sciezka wygladala tak, ze w dzungli ktos wykarczowal ok 2-metrowa droge, wiec dalo sie bez problemu tamtedy przejsc. Wokol halasy jak to w dzungli - cykady, czasem jakis ptak, a czasem krzaki sie energicznie poruszaly i cos uciekalo od nas w przeciwna strone. Cztery razy droge przed nami zagradzaly nam mniej wiecej 80-centymetrowe jaszczury, ale tez szybko uciekaly. Nad glowami co chwile kilkumetrowe pajeczyny, czasem bardzo nisko, wiec mialem dusze na ramieniu... ;) Spotkalismy kilka osob z naprzeciwka, nie mielismy sil isc dalej, ale mowili ze warto, wiec twardo szlismy. Na koncu drogi, stanelismy na drewnianej kladce a wprost spod naszych nog przeplywal ostatni fragment wodospadow Iguassu. Spadal wprost do kilkunastometrowego jeziorka w srodku dzungli. Kilka osob siedzialo na skalach, kilka plywalo. Zeszlismy na dol po drewnianych schodkach. Woda wygladala tak dobrze, bylo tam jak w raju... Dlugo nie czekalem, zrzucilem koszulke i wskoczylem do wody... Podplynalem pod sam wodospad, znalazlem wykuty przez wode "fotel" w skalach i w nim wygodnie usiadlem. Woda z kilkudziesieciu metrow spadala wprost na mnie. Byla bardzo chlodna i przyjemna. Ale bolalo jak cholera, wiec dlugo tam nie wytrzymalem. Troche jeszcze poplywalem, a po pol godzinie wrocilismy, bo nie chcielismy wracac przez dzungle po ciemku.

Dzis jest dzien trzeci w Puerto Iguassu, zrobilismy sobie wolne. W tej chwili siedze w kafejce internetowej, a z nieba leje sie tropikalnmy deszcz, jutro ruszamy z powrotem 17h autobusem do Buenos, a pojutrze lecimy na samo poludnie do Ushuai - tam juz na szczescie nie bedzie tak goraco...

3 komentarze:

  1. Jezu!12 centymetrowe pająki i ty!???Nie widzę tego...Wzruszyła mnie historia motyla!Straszne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Popatrz na fotke pajaka!
    Tam ich byly setki, ale walcze ze swoimi slabosciami - rzucanie sie na gleboka wode pomaga najlepiej ;)

    Motyla tez mi bylo szkoda... ale lepszy to dla niego los niz wpasc w sidla takich pajakow...

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Cie i zazdroszcze Ci odwagi i tego, co zobaczysz. Powodzenia Ciocia G.

    OdpowiedzUsuń