wtorek, 19 stycznia 2010

Ushuaia - dzien 2, PN Tierra del Fuego

Kilkanascie kilometrow od miasta jest park narodowy, ulokowany miedzy gorami, jeziorami i kanalem Beagle. Tam postanowilismy zrobic pierwszy trekking wycieczki, ale ze bylismy przeziebieni to ograniczylismy go do 5 godzin. Bus do parku - 40 PLN, wstep do parku - 40 PLN.

Przed wyjazdem pytalismy w hostelu o prognoze pogody, ale recepcjonistka powiedziala ze jakby wiedziala to zdobyla by majatek jako wrozka, bo przepowiadania pogody tutaj jest jak wrozenie i bardzo czesto maja 4 pory roku w 1 dzien. Mielismy duzo szczescia, caly czas swiecilo slonce. No, ale przewialo nas (nie)zdrowo.

W parku jest oczywiscie bardzo ladnie, bardzo sielski klimat, biegaja dzikie konie, zajace, podobno sa lisy i bobry, ale tych nie spotkalismy, no i rozne ptaki, dzikie kaczki i gesi i takie sokolopodobne. Teren jak w Tatrach wokol Morskiego Oka - nasza trasa prowadzila przez lasy nad woda, wokol osniezone szczyty gor. Tyle ze gory byly (relatywnie) wyzsze, a woda slona. Trasa byla bardzo ciekawa, najciekawsza z tego byla flora - na kazde 4 stojace drzewa przypada 1 przewrocone i zeschniete. Drzewa powykrecane sa we wszystkie strony, to przez silne wiatry. Czesto drzewa sa wyrywane z korzeniami, bo pod spodem maja sporo kamieni, a po przewroceniu potrafia dalej rosnac, znowu byc wyrwane i rosnac dalej... Przez to przybieraja naprawde przedziwne ksztalty (beda na fotkach, jesli zdaze je dzis zamiescic). Dodatkowo, ze wzgledu na wilgoc, drzewa te czesto pokryte sa porostami, ktore wygladaja jak dlugie zielone wlosy - tworzy to klimat jak z horroru na bagnach. Po 5h, z goraczka, wrocilismy do hostelu.

W naszym pokoju jest 3 Wlochow, zauwazylismy, ze nie wazne jaka jest pora dnia czy nocy, 1 z nich zawsze spi (zawsze inny), a dwoch pozostalych nie ma. Jeden z Wlochow, jak juz go zlapalismy obecnego i przytomnego, to okazal sie byc Kolumbijczykiem, a nie Wlochem, wyglada za to troche jak Japonczyk... ;) W pokoju sa tez 2 skandynawskie dziewczyny i 60-letni niezidentyfikowany i niemowiacy w cywilizowanych jezykach czlowiek, ktory z ciezkim sprzetem do wspinaczki znika codziennie wczesnie rano i wraca pozno wieczorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz