poniedziałek, 11 stycznia 2010

17-godzinna podroz

Autobus byl bardzo wygodny - przy pelnych wymiarach duzego pietrowego autobusu mial ok 25 foteli zamiast jakis 60 w normalnym autobusie. 3 siedzenia w rzedzie, duzo miejsca wokol. Wszystko rozkladane, wiec mozna wygodnie spac. Klima, filmy video, posilek jak w samolocie - pelen wypas.

Po 2 godzinach zepsula sie klimatyzacja... Stanelismy w szczerym polu czekajac niewiadomo na co. Zar z nieba palil niemilosiernie, po chwili w autobusie zrobilo sie pewnie z 40 stopni. Ucieklismy na zewnatrz i umililismy sobie czas poznajac ludzi podrozujacych z nami. Po 2h pojawil sie pojazd serwisowy i naprawili klime.

Widoki po drodze bardzo ciekawe, przejechalismy kilka miast, kilkadziesiat wiosek. Wygladaly zupelnie normalnie wiec nie ma co sie o tym rozpisywac. Ziemia wszedzie wydaje sie zyzna - wszystko bylo bardzo zielone. Widzielismy krowy, duzo krow, a potem jeszcze wiecej krow - wszedzie krowy... Widac ze argentynska wolowina jest jednym z glownych towarow eksportowych kraju.

Po jakims czasie wszystko zrobilo sie szare, a niedlugo pozniej czarne bo przyszla noc. A z noca burze - pioruny walily z kazdej strony, zaczelo lac - sciana deszczu - nie powiem ze nie widzialem podobnych deszczy, bo w zeszlym roku zdarzyly sie takie kilka razy w Warszawie, ale tam trwaly max 5 minut, a tutaj lalo tak przez pol godziny... przestalo, a potem znowu lalo...

Spalismy jak dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz