wtorek, 19 stycznia 2010

Ushuaia - El Calafate

Jedziemy do El Calafate i parku narodowego Los Glacieres. Jedynym transportem (poza drogim samolotem) jest autobus - 12 godzin do Rio Gallegos, 4h przerwy na dworcu (nic nie ma w okolicy) i nastepne 4h do El Calafate (calosc ok 200 PLN). Podroz od 5 rano do 1 w nocy, autobusy znacznie gorsze niz na trasie Buenos-Iguassu. Ogrzewanie szwankuje - jest na zmiane zimno i goraco, dodatkowo 4 razy musielismy wysiadac po drodze na granicach Argentyna-Chile-Argentyna. Zmiany temperatury mnie dobily, kaszle coraz gorzej, ataki goraczki, po drodze zdecydowalem sie wziac antybiotyk, wiekszosc trasy przespalem.

Wyruszylismy przed wschodem slonca, trasa poczatkowo wiedzie przez zamglone gory, ciekawa gra swiatel i cieni wschodzacego miedzy gorami slonca. Pozniej gory sie koncza i wyjezdzamy na ciagnace sie po horyzont rowniny Ziemii Ognistej, gdzieniegdzie pojawiaja sie lekkie wzgorza. Wokol stepy, wrzosowiska, czasem... krzaczowiska(?). Tam gdzie skonczyla sie Argentyna skonczyl sie takze asfalt, prawie 200 km zrobilismy po dziurawej drodze gruntowej, porzadnie nas wytrzeslo. Na kontynent dostalismy sie promem. Rowno z promem plywaly czarno-biale delfiny. Byly strasznie szybkie, czasem wyskakiwaly nad powierzchnie, ale nie udalo mi sie zrobic im zadnego zdjecia. Na kontynencie, w trasie z Rio Gallegos podobne stepowe tereny, pojawiaja sie wyzsze gory, uksztaltowane przez dawno temu przemieszczajace sie tedy lodowce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz