piątek, 26 lutego 2010

Cusco, Peru

W Cusco mielismy dosc bolesne przypomnienie dwoch kolejnych lekcji geografii.

Pierwsza lekcja byla o porach roku. Wybralismy sie tutaj polska zima, gdzie na polkuli poludniowej, jest oczywiscie lato. Dzieki temu w Argentynie mielismy cieplo i przyjemnie. W polnocnej Argentynie przekroczylismy zwrotnik, strefy miedzyzwrotnikowe maja to do siebie, ze nie ma tu lata i zimy. Slonce w zenicie waha sie w ciagu roku od jednego zwrotnika do drugiego, caly czas mocno grzejac. Zamiast lata i zimy jest tutaj pora deszczowa i sucha. Nazwy mowia same za siebie, jednak co wazne o porze deszczowej, to to, ze jest ona BARDZO deszczowa! Tutejsze opady sa czestsze, dluzsze i znacznie bardziej intensywne niz najsilniejsze letnie opady w Polsce.

Druga lekcja byla o erozji. Wiekszosc terenow Altiplano jest bardzo niestabilna, sa to gory, czesto zbudowane z piaskowca, lub zwiru przeplatanego kamieniami wulkanicznymi. Rzadziej jest to lita skala, choc takich obszarow tez jest sporo. Przy obfitych opadach krajobraz zaczyna sie istotnie zmieniac - male, powolne strumienie zamieniaja sie w rwace rzeki, a w niewinnych uroczych dolinkach, po polach i na drogach zaczynaja plynac strumienie. Jak to w gorach w czasie deszczu bywa. Tyle ze tutejsze gory sa kilka razy wyzsze niz polskie gory, a deszcze kilka razy intensywniejsze. Piaskowiec latwo sie wyplukuje, a mialka gleba szybko nasiaka woda. Nasiaknieta gleba zmienia swoje wlasciwosci i z litego materialu zmienia sie w geste bloto i lawinami blotnymi splywa w dol, zasypujac domy, drogi i szlaki turystyczne. Wezbrane rzeki niosa tysiace ton wyplukanego materialu skalnego, podmywaja drogi, niszcza mosty.

Wyjezdzajac tutaj wiedzielismy to wszystko, jednak nie spodziewalismy sie, ze polaczenie tych dwoch lekcji tak istotnie wplynie na realizacje naszych celow.

W polowie stycznia Peru nawiedzily wyjatkowo silne, nawet jak na ten region, opady. Juz w drodze do Cusco widzielismy wiele zniszczonych i zalanych pol oraz zawaloych (glinianych) domow. Wiedzielismy tez, ze oficjalnie nie mozna sie dostac do Machu Picchu, gdyz droga zostala zniszczona. Nie spodziewalismy sie jednak, ze straty sa az tak duze. Do Machu Picchu dostac sie mozna z miejscowosci Aquas Calientes. W chwili obecnej jest ona zupelnie odcieta od swiata, a wiekszosc mieszkancow ewakouwano. 2 dni po dotarciu do Cusco wykupilismy wycieczke po Swietej Dolinie Inkow, Aquas Calientes lezy na koncu tej doliny. Jadac droga w dolinie widzielismy zniszczenia znacznie wieksze niz wczesniej na trasie do Cusco - znowu zalane przez wezbrana rzeke pola, zniszczone domy. Droga w wielu miejscach byla z jednej strony podmyta przez rzeke, jeden pas zamkniety, a z drugiej strony pionowe skaly. W innych miejscach, gdzie skaly byly byly mniej lite droga bywala zasypana lawinami blotnymi i kamieniami, wtedy jechalismy od strony rzeki. Kilka mostow przez rzeke bylo zawalonych. Styczniowe opady spowodowaly smierc kilkunastu osob w drodze na Machu Picchu, kilka kolejnych osob zginelo w ciagu ostatnich tygodni, byli to mieszkancy Aquas Calientes, probujacy dostac sie do swoich domow lub dostarczajacy zywnosc tym, ktorzy nie dali sie ewakuowac. Nam przyszlo zwiedzac okolice w kilka tygodni po powodzi, opady nie byly juz tak intensywne, ale deszcz nadal padal...

Cusco jest 300-tysieczna miejscowoscia turystyczna, z ktorej organizowana jest wiekszosc wycieczek na Machu Picchu i innych okolicznych pozostalosci po cywilizacji Inkow. Bilet do Cusco (36 PLN) wykupilismy w Copacabanie. Jazda autobusem trwa 10 godzin, po drodze bez przeszkod przekroczylismy granice z Peru, przesiedlismy sie do innego autobusu w Puno. Zatrzymalismy sie w hostelu Bright (27 PLN, nic specjalnego, nie polecam, blizej centrum jest sporo lepszych hosteli). Dojechalismy wieczorem, glodni, wiec na szybko zjedlismy pizze (30 PLN na dwie osoby, ceny jedzenia w lokalach juz mniej boliwijskie, zblizone do polskich, BigMacMenu za 15 PLN, ceny w supermarketach tez jak w Polsce), pozniej szybki spacer po rynku i spanie. Cusco jest bardzo ladna miejscowoscia, zabudowa hiszpanska, kolonialna - w duzej czesci na inkaskich kamiennych fundamentach. Miasto jak na Ameryke Poludniowa wydaje sie nowoczesne - mocno europejskie. Jest bardzo duzo turystow (mimo tego, ze nie ma sezonu i, ze glowna atrakcja okolicy jest zamknieta), w centrum jest tez sporo policji, niemalze na kazdym rogu, przez co odnosi sie, rzadkie tutaj, wrazenie bezpieczenstwa. Miasto w 70% utrzymuje sie z turystow, co bawiac sie w statystyke daje okolo 210.000 ludzi, ktorzy chcieli nam cos sprzedac... Na rynku i okolicznych uliczkach bylismy nieustannie zaczepiani przez ludzi, ktorzy zapraszali nas do restauracji, dyskotek, hosteli, chcieli nam sprzedac wycieczki, czapeczki lub alpakowe rekawiczki. Zaczepiali nas wszyscy - od starszych, ledwo chodzacych babci do 6-letnich dziewczynek. Swoja droga, jak negocjowalem z pewna mala dziewczynka zakup kilku drobnych pamiatek, to czasem mialem wrazenie ze liczy szybciej niz ja, a na pewno lepiej negocjowala! ;) Komercyjnosc miasta bywala meczaca, ale tez dodawala mu bardzo fajnego charakteru, a i dzieki duzej konkurencji mozna zawsze cos dla siebie ugrac, chociaz ceny sa tutaj wysokie. Klimatem przypominalo to Krupowki w Zakopanem, tylko sprzedawcy sa bardziej natarczywi.

Pierwszego dnia chcielismy sie dowiedziec jak najwiecej o Machu Picchu, liczylismy ze moze jakos uda sie tam dostac, nie wiedzielismy jeszcze jak duze sa straty. Przezylismy duzy zawod. W jednej agencji zaoferowali nam, ze zawioza nas do Santa Teresy, to jedna miejscowosc przed Aquas Calientes. Stamtad jednak mielismy sobie radzic sami. Za transport i wskazanie kierunku marszu poprosili 1000 USD od 4 osob. Podziekowalismy. Pozniej dowiedzielismy sie, ze dalej policja organizuje lapanki na turystow, ktorzy udaja sie w zalane regiony. Zlapanych czeka wycieczka helikopterem policyjnym z powrotem do Cusco, na koszt wlasny. Machu Picchu wg oficjalnych komunikatow bedzie otwarte od poczatku kwietnia, do tego czase NIE MA opcji, zeby sie tam dostac. Zdaje sie, ze jeszcze kiedys bede musial wrocic do Cusco... (np. latem 2012, w czasie finalow EURO, sa chetni? - Inca Trail i Machu Picchu: 4 dni trekkingu, Choquequirao: nastepne 4 dni, reszta programu do ustalenia).

Jako, ze ta opcja nam odpadla, szukalismy alternatyw. W hostelu dowiedzielismy sie, ze mozna zrobic autobusowy City Tour z przewodnikiem za 20 PLN (oficjalna waluta Peru to Sol. 1 Sol = 1 PLN, wiec latwo to przeliczac). Wykupilismy ta wycieczke. Pierwszy punkt programu to klasztor Dominikanow zbudowany na ruinach najwiekszej inkaskiej Swiatyni Slonca. Naszym przewodnikiem byl Manuel, okolo 30-letni indianin. Opowiadal nam bardzo ciekawie historie Inkow i podboju dokonanego przez Hiszpanow, szczegolnie ciekawe bylo to, ze opowiadal to z perspektywy inkaskiej. Mowil o tym ile zlego uczynili Hiszpanie, jak bardzo starali sie przez 300 lat zniszczyc kulture i historie Inkow, i jak bardzo im sie to udalo. Obecnie naprawde niewiele wiadomo, duzo "faktow" to spekulacje, wiekszosc miast, swiatyn i zabudowan zostalo zniszczonych. Dominikanscy misjonarze tez bardzo sie do tego przyczynili, zachecajac lokalna "nawrocona" ludnosc do niszczenia swiatyn oraz falszujac historie, co nadal czynia (np. w pozostalosciach Swiatyni Slonca stoi "kamien ofiarny, ktory wykorzystywany byl przez Inkow do skladania ludzkich ofiar dla Boga Slonce" - jak glosi napis przy kamieniu. Tyle, ze kamien ten stoi tam dopiero od dwoch lat i nie wiadomo skad sie wzial...). Ze Swiatyni Slonca pozostalo jakies 10%, w wiekszosci sa to fundamenty z fragmentami murow. Inkowie byli niesamowitymi architektami, ich zabudowa jest w wiekszosci kamienna - kamienie sa szlifowane, leza jeden na drugim bez zadnej zaprawy, dopasowane z dokladnoscia do 0,5 mm. Nawet ich mury ogladane z bliska srawiaja niesamowite wrazenie, cala Swiatynia Slonca musiala miec naprawde boski charakter! Mury swiatyni wylozone byly od wewnatrz srebrem i zlotem, podobnie jak oltarze wspolczesnych kosciolow. Manuel opowiadal nam o historii znacznie wiecej, ale nie wszystko jestem teraz w stanie opisac. Pozniej pojechalismy do Sacsayhuaman - jest to... nie wiem co to jest. Nie forteca, nie Swiatynia. Zostaly ruiny. Ruiny czegos wiekiego, czegos, co (jak w 1986 roku odkryli ludzie z Discovery Channel obserwujac ruiny z nieba, wczesniej byly to legendy) bylo gigantyczna, kulkusetmetrowa glowa pumy! Okazuje sie ze cale starozytne Cuscu (inkaska nazwa Qosqo) zbudowane bylo na ksztalt lezacej pumy. Obserwujac miasto z nieba nadal widac fragmenty tego ksztaltu, mimo usilnych staran Dominikan. Ruiny Sacsayhuaman uozone sa z gigantycznych, szlifowanych kamieni, o wielkosci do 150 ton, kazdy z nich przyciagniety tutaj z odleglych o kilka kilometrow kamieniolomow. Jedyne co jest teraz wyraznie widoczne z dawnego ksztaltu miasta jest grzywa pumy - czyli kilka warstw zygzakowanych murow zbudowanych z tychze kamieni - wrazenie wielkosci niesamowite! Budowalo to podobno 20.000 ludzi przez okolo 50 lat. Zamiast podatkow, kazdy z nich musial poswiecic kilka miesiecy w roku na prace na rzecz panstwa. Ale to tez spekulacje, jak wiekszosc inkaskiej historii. Kolejne dwa punkty wycieczki (nazw nie pamietam, uzupelnie przy czasie) - ruiny lazni wodnych (Dominikanie stwierdzili, ze to jakies wody piekielne i zabronili indianom sie kapac) i jaskinia, ktora wg roznych teorii sluzyla albo jako miejsce ofiar (Dominikanie) albo jako obserwatorium astronomiczne (Discovery Channel) - oba miejsca malo widowiskowe. W czasie wycieczki trzeba niestety dodatkowo zaplacic za wstepy - klasztor 10 PLN, wszystkie kolejne ruiny razem - 1 bilet za 70 PLN na 5 dni (jest to promocja ze wzgledu na zamkniete Machu Picchu, w sezonie bilet kosztuje 130 PLN).

Kolejnego dnia chcielismy wykorzystac zakupiony bilet do konca, zostalo jeszcze troche ruin do zwiedzenia w okolicy, wiec wykupilismy kolejna wycieczke autobusowa - do Swietej Doliny Inkow. Pierwsze ruiny - Pisac, 3 godziny jazdy (normalnie 1 godzina, ale most dojazdowy byl zawalony przez powodz). Niesamowite pola tarasowe, ruiny dosc przecietne. W okolicy znajduja sie tez grobowce Inkow, ale sa niedostepne - widoczne jako male jaskinie po drugiej stronie wzgorza. Ogolnie wrazenia slabe, szczegolnie ze wzgledu na dluga jazde i deszcz. Kolejne ruiny i miasteczko - Ollantaytambo. Ruiny na wzgorzu - pola tarasowe, kolejna Swiatynia Slnca, budynki mieszkalne, laznie, gigantyczne spichlerze - wszystko to sprawia niesamowite wrazenie, wokol tego zbudowane kolonialne urocze miasteczko. Bardzo polecam! Niestety ze wzgledu na to ze stracilismy kilka godzin na objazd do Pisac, calosc zwiedzalismy w duzym pospiechu. Pozniej pojechalismy do Chinchero, gdzie sa kolejne ruiny, ale tych juz nie dane nam bylo zobaczyc, gdzyz zabrali nas tylko do centrum kulturalnego, a wlasciwie to komercyjnego - gdzie najpierw mielismy krotki pokaz czym sie rozni welna owcy, lamy i alpaki, jak i czym barwi sie welne alpaki, a nastepnie na rynku mozna bylo te towary nabyc po cenach dwukrotnie wyzszych niz w Cusco, nie polecam. Ogolnie wycieczka nieciekawa, warto jechac jedynie do Ollantaytambo (na wlasna reke, autobusem z Cusco), tam spedzic noc (widzielismy rewelacyjne hostele w starej zabudowie) i zwiedzic ruiny. Ogolnie to w czasie tych wycieczek robilismy bardzo malo zdjec, wiekszosc czasu padalo, swiatlo beznadziejne...

Po rekomendacji Magdy i Michala planowalismy udac sie na 4-dniowy trekking do Choquequirao, to ruiny wieksze niz Machu Picchu, trudniej (zazwyczaj) dostepne i odwiedzane przez bardzo mala liczbe turystow (w przeciwienstwie do MP), niestety ciagle deszcze i niepewne sytuacja geologiczna na szlaku zniechecily nas do tej wycieczki. Ale co sie odwlecze... to jeszcze przed nami!

W Cusco spedzilismy jeszcze 2 dni, po czym pojechalismy do Arequipy na 3-dniowy trekking w Kanionie Colca.


Fragment pozostalosci Swiatyni Slonca pod klasztorem Dominikanow:



Sacsaywoaman:





"Laznie":



Jakies ruiny po drodze, wieza straznicza nad Swieta Dolina, zapomnialem o nich w opisie powyzej:





Pisac:









Ollantaytambo:









- czy krowa obroni? ;)



- rynek w Ollantaytambo



Chinchero:








Migawki z Cusco:

























W Cusco poszlismy na rynek (Cusco Plaza ;) - jest to wielka hala na ktorej mozna kupic prawie wszystko. Turystow tam prawie w ogole nie bylo. Jak robilismy zdjecia podszedl do nas policjant i ostrzegl ze mozemy tu latwo stracic aparaty. Zagescilismy szeregi, wzmozylismy czujnosc. Pozniej Grzechu zauwazyl, ze dwa podejrzane typy za nami ida. Zabil ich wzrokiem, po czym odpuscili. Trzeba uwazac!





















Zazwyczaj jak robie zdjecia ludziom (z bliska;), to pytam ich o zgode, choc czasem przyznam, ze kradne im dusze bez pozwolenia. Raz na mnie z tego powodu nakrzyczano, raz rzucano kamieniem (Pani z krowami w Copacabanie), ten chlopiec zaczal uciekac, co tez dalo ciekawy efekt :)







czwartek, 25 lutego 2010

Copacabana - karnawalu ciag dalszy



Stanowczo rekomenduje najpierw przeczytac opis: "Copacabana, Isla del Sol".














































- tak, to ja ;)