niedziela, 3 stycznia 2010

Stres

Dziś rano (o 13-tej) wstałem z bardzo dużym uczuciem wewnętrznego niepokoju. Od miesiąca towarzyszy mi wysoki poziom entuzjazmu i podwyższony poziom adrenaliny. Ostatnio doszedł do tego stres. Rano osiągnął poziom kulminacyjny...

Nie wiedziałem już po co tam jadę - tu na miejscu mam wszystko - rodzinę, przyjaciół, wygodne i ciepłe łóżko, pełną lodówkę, samochód, internet i inne luksusy. Tam nie będzie nic z tych rzeczy. W sumie to właśnie po to tam jadę, żebo sobie bez tego poradzić, ale teraz w głowie miałem jedną wielką niepewność i lęk - czy ja aby na pewno chcę tam jechać, czy jestem do tego dobrze przygotowany, czy niczego nie zabraknie w moim plecaku, czy nie ukradną mi tego plecaka, ba - czy mnie nie porwą/zabiją. I bardziej prozaiczne myśli - czy moja znajomość hiszpańskiego mi wystarczy, żeby sobie tam poradzić (zaledwie 15h kursu), czy będę miał co jeść i gdzie spać...

Przez dłuższy czas nie mogłem przezwyciężyć tych myśli, więc to nie był miły poranek...

Poszedłem na strych, gdzie mam zebrany swój ekwipunek. Wyglądało to mniej więcej tak (chociaż to nie wszystko):



Ubrałem buty trekkingowe, polar, kilka innych rzeczy, resztę wrzuciłem do plecaka, dodatkowo go obciążając do 20 kg, gdyż tyle będzie ważył, gdy ciężkie ubrania wrzucę do środka. Podwyższona adrenalina sprawiła, że ruszyłem marszobiegiem w próbną trasę w śniegu po okolicznych lasach... Intensywny marsz zajął mi godzinę. Po drodze stres opadał. Wróciłem.

Okazało się, że plecak jest pojemny, wszystko do niego bez problemów weszło, system nośny rozkłada ciężar na biodrach, a nie na plecach, więc marsz z tym ciężarem nie jest aż tak trudny. Buty są wygodne i zdecydowanie wodoodporne. Polar grzeje i odprowadza wilgoć jak należy. Kurtka jest wodoodporna, oddycha. Trening fizyczny i zrzucenie kilku kilogramów też pomogły. Po drodze przemyślałem koncepcję wyjazdu, powtórzyłem sobie podstawy hiszpańskiego i wylistowałem rzeczy, które muszę jeszcze załatwić przed odlotem.

Co prawda białobłockie lasy to nie amazońska dżungla, patagońskie lodowce ani boliwijskie góry, ale ten krótki trening pozwolił mi upewnić się, że dam radę!

Tak, jestem dobrze przygotowany do tej wyprawy!

9 komentarzy:

  1. Nie widzę tam ważnego elementu ekwipunku - Durex :) Btw- mam takie same szorty w niebieski literki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przemciu trzymam kciuki i bacznie będę obserwował dziennik Twej wyprawy. Na pewno Wam się powiedzie. Powodzenia!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ja na zdjęciu widziałem pałeczkę teleskopową? :) 2Recki

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję odwagi! Będę śledzić na bieżąco Wasze przygody i trzymam kciuki za powodzenie wyprawy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dacie radę!A jakby co to misja ratunkowa jest w pełnej gotowości!Trzymam kciuki i czekam na kolejne wpisy!I zdjęcia, którymi będziemy się katować w szare dni, babrząc się w błocie pośniegowym...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzieki za wszystkie zyczenia powodzenia itp.! Przyda sie na pewno, na razie dajemy rade, oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń