piątek, 2 kwietnia 2010

Galapagos, Santa Cruz (1) - Tortuga Love Story

Na Galapagos juz od paru dni nie jestesmy, ale mam (raczej rosnace niz malejace) zaleglosci blogowe... Kolumbijski internet na razie tez nie zachwyca, wiec ich szybko nie nadrobie... tymczasem kolejna mala porcja zdjec z Galapagos.

Rejs zakonczylismy w Puerto Ayora na Santa Cruz. Przez jakies 2h szukalismy hostelu - ciezko bylo znalezc cos taniego i czystego. Najlepsza opcja wydal nam sie hostel Sir Francis Drake, ktory polecam (20 USD za nocleg w pokoju z klimatyzacja). Nastepnego dnia mielismy w programie trzy rzeczy - poznanie Puerto Ayora, zwiedzanie Centrum Naukowego im. Darwina i Las Grietas.

W Puerto Ayora sa dwa porty - jeden turystyczny - w ktorym sa zacumowane jachty oraz "promy" plywajace po okolicznych wyspach oraz drugi - na uzytek lokalnej ludnosci, rybacki i z prywatnymi motorowkami. Po drodze do Centrum Darwina trafilismy do drugiego portu. Znajduje sie tam maly ryneczek rybny - czyli blat na ktorym kroi sie swiezo przywiezione ryby i na miejscu sprzedaje lub pakuje i wywozi. Wokol portu kreca sie lwy morskie i pelikany liczac na rybie odpadki, ktorymi czesto sa obdarowywane.



Obrazki portowe.





Wejscie do Centrum Darwina. Na Galapagos jego nazwisko pojawia sie bardzo czesto - niektore gatunki zwierzat i roslin sa nim nazwane (Darwin´s Finch, Darwin´s Bush, itp.), sa hotele, restauracje i ulice Darwina. W sklepach sprzedaje sie koszulki z cytatami z niego, z jego podobizna lub nazwiskiem. Czasem pojawiaja sie tez powiazania z teoria ewolucji Darwina z (r)ewolucja Che Guevary, tak jak tutaj (czapeczka z jego slynnego portretu).



Wstep do Centrum Darwina jest wliczony w cene biletu wstepu na wyspy. W Centrum tym jest kilka rzeczy do zobaczenia:
- kilka ekspozycji z historia wysp, historia Darwina itp. - sa niestety bardzo slabo przygotowane...
- wylegarnia zolwi gigantow - nic specjalnego, kilka klatek w ktorych biega mnostwo (na razie) malych zolwikow. Po tym co widzi sie na wyspach - zero wrazenia
- wylegarnia iguan - do ktorej juz nie doszlismy, bylo za goraco, wymieklismy i zrezygnowalismy zakladajac, ze jest to podobne do zolwi
- wystawa kaktusow i insektow Galapagos - jak wyzej
- Samotny George, czyli ostatni zyjacy przedstawiciel jednego z gatunkow zolwi gigantow, prawdopodobnie ma grubo ponad 200 lat, ale nie ma naukowych metod zeby to oszacowac. George´a nie widzielismy, musial sie schowac gdzies w krzakach. Swoja droga ma on bardzo ciekawa historie - naukowcy od kilkudziesieciu lat staraja sie znalezc mu partnerke, zeby zachowac jego gatunek, ale nie udaje im sie to. Na Galapagos opowiada sie sporo malo smiesznych kawalow o Samotnym George´u, jak np. ten, ze George strzela slepakami. George rowniez pojawia sie w nazwach hosteli, agencji turystycznych i lokali, a takze na koszulkach, kubkach itp. W kazdym razie George ma przerabane - to straszne wiedziec, ze na calym swiecie nie ma Twojej drugiej polowki...
- inne zolwie giganty - no i to nareszcie jest jakis konkret!!

Do zolwi mozna podejsc bardzo blisko, mozna doslownie wejsc do ich zagrody i przechadzac sie miedzy nimi. Zacznijmy od zdjecia dla ukazania skali





Niektore zolwie daleko wysuwaja swoje dlugie szyje...



...a inne, jak to zolwie, chowaja glowy gleboko do skorupy!



Znudzone zolwie ziewaja.



Z bliska wygladaja jak inspiracja Spielberga przed nagraniem "E.T." albo jak dziwne stwory z "Archiwum X".



TORTUGA LOVE STORY

Zolwie tez maja uczucia, ich zycie pelne jest emocji! Ten zolw mial bardzo smutne zycie, w mlodosci sluzyl za ruchomy cel i ma w skorupie dziury po kulach. Ale... w krzakach zobaczyl samice!! Ruszyl zwawo w jej kierunku...



...i szedl...



...i szedl...



...i w koncu doszedl.
Nie mogl sie doczekac, hormony szalaly!



"CO SIE GAPICIE, ZOSTAWCIE NAS SAMYCH!"



"Poczekamy az sobie pojda!"



Hormony byly silniejsze. Zolwie nie poczekaly! ;)



To zdjecia unikalne na skale swiatowa ;) gdyz zyje ostetnich 6 zolwi gigantow tego gatunku. A ile halasu robia - jecza, skrzypia, uderzaja sie skorupami... Darwin twierdzi, ze to wszystko dla podtrzymania gatunku, ale pewnie nie widzial ich w akcji - na pewno sa w tym tez emocje!! ;)


Pozniej ruszylismy w kierunku Las Grietas. Aby sie tam dostac, trzeba wziac w porcie taksowke wodna (0,6 USD) i przeprawic sie na druga strone portu, stamtad prowadzi dosc ciekawy 800-metrowy szlak (duze kamienie wulkaniczne, potrzebne dobre obuwie) prowadzacy miedzy innymi przez plaze i bagna, az do Las Grietas.

W porcie zanosilo sie na burze.







Las Grietas to kilkudziesieciometrowa szczelina w skalach wulkanicznych, do ktorej dostaje sie woda - z jednej strony morska, filtrowana przez skaly, z drugiej strony deszczowka. Obie wody maja rozna gestosc i kolory i nie mieszaja sie ze soba. Takie zjawisko nazywane jest blackish water. Ponoc wyraznie widac granice miedzy warstwami, niestety nie mialem ze soba maski do nurkowania, a bylo bardzo gleboko. W kazdym razie woda byla krystalicznie czysta, plywalo w niej sporo ryb, ja i kilka innych osob...



...a niektorzy skakali z bardzo wysoka...



...aby w koncu wpasc do wody...



...wbrew pozorom, zapewnie bolesnie, na plecy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz