wtorek, 13 kwietnia 2010

Taganga (2) i Playa Grande i Santa Marta

Niektore zdjecia sa tu dlatego, ze sa ladne, inne dlatego, ze dokumentuja jakis kawalek zycia w Kolumbii (a ladne wcale nie sa), inne dlatego, ze sa dziwne albo nietypowe, a jeszcze inne dlatego, ze sa bez sensu (ale mi sie podobaja!). Niektore sa przeswietlone, a inne niedoswietlone, ale czasem to tez daje fajne efekty. Sa tez takie zdjecia, ktore sa tu dlatego, ze sa smutne, a mamy teraz w Polsce dosc smutny okres, od tych zdjec rozpoczne. Mam nadzieje, ze kazdy znajdzie tu cos dla siebie. A jesli nie, to wkrotce pojawi sie tu duzo wiecej zdjec, moze tam bedzie lepiej...

Cmentarz w Tagandze. Tutaj zmarlych nie chowa sie w ziemi, tak jak w Polsce, ani nie buduje sie im pomnikow. Zmarli chowani sa w wysokich, kilkumetrowych katakumbach. Na scianach katakumb znajduja sie tablice pamiatkowe.

















...

Nie napisalem o Tagandze jednej istotnej w kwestii pozniejszych zdjec kwestii - przez lata Taganga byla tylko mala wioska rybacka, obecnie jest nie tylko miejscowoscia turystyczna, ale takze, nadal wioska rybacka.

Pierwszego dnia w Tagandze przekonalem sie po raz kolejny, ze zdrowie jest najwazniejsze. Poranne przeciaganie, cos strzelilo w plecach i caly dzien lezalem prawie sparalizowany na lozku. Naciagniety miesien. Bylo niesamowicie goraco, a wiatrak nade mna zamiast chlodzic, tylko wgniatal we mnie geste od goraca i wilgoci powietrze. Bardzo nieprzyjemny dzien. Czemu o tym pisze? Zeby wszyscy, ktorzy juz mnie nienawidza, za wszystkie entuzjastyczne opisy tutejszej, badz co badz wakacyjnej rzeczywistosci widzieli, ze nie wszystko tutaj jest tylko i wylacznie przyjemne i kolorowe... Dopiero drugiego dnia po poludniu udalo mi sie wstac i zwiedzic miasto i okolice.

Kawalek za Taganga jest male wzgorze, za ktorym znajduje sie Playa Grande - ponoc jedna z najladniejszych plaz w okolicy, choc wsrod lezacych wokol smieci wcale nie zachwyca.

Widok na plaze z daleka.



Poszedlem dalej wybrzezem, aby znalezc kolejna, malutka plaze wsrod skal, na ktorej swoja chate mieli rybacy, stalo tam kilka zacumowanych lodzi.





W drodze powrotnej do Tagangi, na Playa Grande zaczepil mnie jeden z rybakow, wlasciwie juz chyba nie jest rybakiem, a morskim taksowkarzem, i zaproponowal transport powrotny do Tagangi. Podziekowalem. Pan powiedzial: "Amigo, ale popatrz na to wzgorze, ktore musisz przejsc!" Popatrzylem, bylo goraco, bolaly mnie plecy po wczorajszym, zrobilem w tyl zwrot i wsiadlem do lodki. W 10 minut (3 PLN) doplynelismy z powrotem do Tagangi. Taganga od strony morza wyglada tak.





Casa Blanca, to ponoc tez calkiem fajny hostel, lezy jak widac na samej plazy, a do naszego hostelu trzeba bylo isc okolo 10 minut od plazy.





W Tagandze poza oczywistym spedzaniem czasu na glownej promenadze, oczywiscie udalem
sie tez na peryferia miasteczka, zobaczyc jak zyja jego mieszkancy.



Dzieci akurat wracaly ze szkoly.





Inne sie bawily w okolicy.



Typowe gospodarstwo z typowym plotem...



...i typowy mieszkaniec, w czasie sjesty.





Mlodsza z dwoch Pan widocznych na zdjeciu, jak tylko mnie zobaczyla, krzyknela: "Mama, gringo! Zapytaj czego chce!?". No i starsza Pani zapytala mnie milo skad jestem, co tu robie, czy mam gdzie spac, bo ma dla mnie pokoj jesli nie mam. Pozniej zaproponowala sprzedaz uslug seksualnych, a nastepnie narkotykow. Podziekowalem. Zapytalem czy moge zrobic zdjecie, na co Panie ochoczo sie zgodzily. Na zdjeciu specjalnie zostawilem plot, za ktorym mieszkaja.



Jest taka tajemna zasada w fotografii, ze jak Ci zdjecie nie wyszlo, to mozesz zdjac z niego kolory i moze czarno-biale bedzie dobre. To zdjecie na przyklad troche lepiej wyglada bez kolorow. Czasem to stosuje, chociaz staram sie nie przesadzac.



Myslalem ze w Ameryce Poludniowej bedzie duzo papug. To jedna z bardzo niewielu, ktore widzialem, w dosc nietypowym srodowisku.



Dzieci Tagangi







Chlopiec z prawej zaatakowal butelkami dwoch malych chlopcow, ich siostra(?) stanela w ich obronie i go przepedzila!



Kilku z artystow ulicznych. Pozniej bedzie ich znacznie wiecej.





Pierwszy z zachodow slonca w porcie w Tagandze. Szczerze mowiac zachody nad Baltykiem sa znacznie ciekawsze - przede wszystkim duzo bardziej kolorowe. Choc stateczki dodaja tu kolorytu.





Kilka zdjec Tagangi noca.
Glowna plaza.



Zaparkowane na brzegu, pod drzewami lodzie.





Ludzie Tagangi.

- chlopiec zaciekawiony gringo



- powrot ze szkoly




- prace portowe



- odpoczynek w porcie



- kac w porcie



- powrot do portu o zmierzchu, z nowa porcja ryb
(wiecie czemu nie ma kolorow ;)



- (prawdopodobnie) negocjacje dotyczace cen zlowionych ryb. Ceny wahaja sie tu dynamicznie, w restauracjach czasem tez nie ma cen, a jedynie adnotacja, ze cena zalezy od ceny rynkowej.





- Pan byl bardzo dumny z polowu, chcial obejrzec zdjecie, ktore zrobilem. Pierwsze mu sie nie spodobalo i poprosil o kolejne, oto ono. Tez byloby czarno-biale, gryby nie to, ze warto zwrocic uwage na rybe, ktora zlowil i jej kolory!



- kobiety Tagangi, specjalnie dla kolegow! Na zdjeciach doskonale widac, ze mezczyzni mocno sie za nimi ogladali!
(pozniej bedzie wiecej, lepszych zdjec;)









Kolejny z zachodow slonca.





- tu mialem fuksa (i refleks;)







- wieczorne zabawy w jednej z lodzi



- ogladanie wynikow polowu, tuz po zachodzie



Ktoregos z kolejnych dni udalismy sie do Parku Narodowego Tayrona. To miejsce w ktorym zylo plemie indianskie Tayrona, musze im przyznac, ze ladne sobie miejsce wybrali... (o tym w nastepnym odcinku). Do PN jedzie sie przez godzine busem z Santa Marty. Cos mnie wzielo na robienie zdjec w autobusie i przez jego okno, co rzadko robie, ale moze czesc z nich sie Wam spodoba. Widoki z Santa Marty i z drogi do parku.

































Zastanawialem sie ostatnio jak duzy wplyw na ostatni miesiac naszego podrozowania mial Lariam... Jesli ktos nie czytal poprzednich wpisow - to dosc kontrowersyjny lek na malarie. Pierwszy Lariam bralismy przed Iquitos. Gdy w Quito postanowilismy wypoczac po ciezkim tygodniu w Iquitos i pozniejszych wydarzeniach, stwierdzilem ze jestesmy zmeczeni, normalna sprawa, trzeba odpoczac. I odpoczelismy, tyle ze to zmeczenie towarzyszy nam caly czas. Entuzjazm do kolejnych wypraw znacznie opadl, mniej nam sie chcialo, w Cali, w Cartagenie, w Tagandze czesto z niechecia w ogole rano wstawalismy. Dwa, co prawda zbyt intensywne miesiace, az tak nie powinny nas zmeczyc! Gdzies jest granica miedzy odpoczywaniem, lenistwem, a tym... Dopiero niedawno pomyslalem, ze to mogl byc wplyw Lariamu, ktory zapewne takze mial wplyw na moja ostatnia blogowa tworczosc... W miedzyczasie dowiedzielismy sie, ze miedzy innymi w Szwajcarii i w USA Lariam jest juz zakazany, zbyt duzo bylo po nim samobojstw i innych powiklan. Z jakiegos jednak powodu w Polsce dalej sie go przepisuje. Niemniej jesli ktos z Was bedzie sie wybieral w obszary zagrozone malaria, wezcie Malarone lub inny z lekow, tego unikajcie! Lariam to strasznie nieprzyjemna sprawa. Wczoraj, zeby dokonczyc kuracje wzialem jego ostatnia dawke - byc moze, mimo wszystko, uratowal mi zycie...

1 komentarz:

  1. Dlatego nazywa się Ryba Papuzia ;) Nie bardzo je kojarzyłem z jedzeniem, a tu proszę...

    OdpowiedzUsuń