Po kilku godzinach maszerowania z plecakami po centrum i kilku odwiedzonych hostelach, znaleźliśmy w końcu miejsce dla siebie - było to tzw. pension (pokoje w prywatnej kamienicy), leżące przy Plaza Reial, tuż przy głównej turystycznej ulicy Barcelony La Rambla, w samym centrum starego miasta. Pokój najlepszy z napotkanych po drodze i najtańszy (co nie znaczy, że tani, 45 EUR na 2 osoby za dobę). Przyszło nam tam spędzić 6 nocy. Żywiliśmy się głównie w pobliskim Carrefourze - nasze 6 śniadań było to 6*bagietka + 6*jugurt truskawkowy 0,6 litra (razem 1,5 EUR za 1 zestaw). Śniadania jedliśmy zazwyczaj na ławkach w parku, na fontannach, lub na krawężniku, z innymi bezdomnymi. ;) Na obiady przeważnie jedliśmy kebab/pizze/inne fast foody, byle taniej (4-8 EUR).
Mieliśmy strasznego jet laga. To przypadłość związana z podróżowaniem pomiędzy strefami czasowymi. W czasie 10-godzinnego lotu pokonaliśmy 7 stref czasowych. Organizm wariuje, zazwyczaj trwa to kilka dni. Była północ, a my czuliśmy się, jakby była 5 po południu. Pierwszej nocy udało mi się usnąć dopiero o 6 rano. Wstałem po 15-tej. Kolejnych nocy było podobnie, udawało się to przesunąć o około 1-2h na dobę, więc do pełnego unormowania organizmu trochę minęło...
Wszystkie dni spędziliśmy na zwiedzaniu Barcelony. Obeszliśmy chyba wszystko... Mogę szacować, że w te dni razem zrobiliśmy pieszo około 100 km. Stare miasto, port, plaża, centrum biznesowe, stare dzielnice mieszkalne, nowe dzielnice mieszkalne, parki, kościoły, fontanny, place, rynki i galerie handlowe. Oglądaliśmy pocztówki i jak znaleźliśmy na nich coś czegoś jeszcze nie widzieliśmy, to tam szliśmy. Po 5 dniach nie było już takich rzeczy. Widzieliśmy wszystko. Ostatniego dnia chcieliśmy iść do muzeum sztuki... ale go nie znaleźliśmy. Zamiast tego trafiliśmy przypadkiem do jakiejś galerii sztuki. W polarze, plecaku i butach trekkingowych wszedłem do środka i z fascynacją oglądałem zdjęcia i obrazy. Po jakimś czasie podeszła do mnie dość ładnie ubrana Pani, uśmiechnęła się i błysnęła mi flashem ze swojego aparatu prosto w oczy. O co chodzi!? Rozejrzałem się - wokół mnie tłum ludzi w garniturach bądź eleganckich sukniach, piją szampana, którego polewano wszystkim przy stole obok. Hmmm... coś tu nie gra. Rozejrzałem się i dopiero zobaczyłem tablice, że to wernisaż jednego z hiszpańskich zrzeszeń artystów. Chwilę się pokręciłem wokół, jakby nigdy nic i cichaczem się wymknąłem. Szkoda, że nie znam na tyle hiszpańskiego, żeby bardziej wtopić się w tłum i się zapoznać! ;) Później przechadzaliśmy się z Grzechem jedną z uliczek. Przy jednym z kiosków stał karton z gazetami, wszystkie przeznaczone do wyrzucenia. Jakiś Pan w łachmanach nachylił się i wybrał gazetę dla siebie, po czym czym prędzej się oddalił. Postanowiliśmy wziąć też coś dla siebie, to całkiem dobre gazety, numery sprzed miesiąca. Padło na Sunday Times Travel i Scientific American. Mieliśmy lekturę na wieczór, którego mieliśmy już dość chodzenia.
Nię będę pisał o historii Barcelony, o Gaudim i Dali, o których trzebaby przy okazji opowiedzieć. Nie będę też pokazywał Wam zabytków ani zbyt dużo ulic Barcelony. Napiszę tylko, że jest to najpiękniejsze miasto jakie znam i gdybym chciał mieszkać gdzieś poza Polską, to mieszkałbym właśnie w Barcelonie. Miasto jest niesamowicie piękne i ma wspaniały klimat. Jest też zadbane, bezpieczne i wydaje się być przyjazne mieszkańcom - każdy jego fragment był zbudowany tak, aby zapewnić jak największą użyteczność społeczną - budynki są piękne, chodniki i drogi są szerokie, parkingi obszerne. Zarówno w dzielnicach turystycznych, jak i mieszkalnych jest mnóstwo miejsc socjalnych - placyki, ryneczki, kawiarenki, gdzie ludzie spotykają się, dyskutują, grają w karty, domino, czy też piją piwo. Tutejsi urbaniści wykonali kawał dobrej roboty - i to już kilkaset lat temu, kiedy planowali, obecnie stare, miasto. I to samo dotyczy nowych dzielnic - są przestronne i ładne, takie, że naprawdę aż chce się tam mieszkać. Miasto ma piękny port pełen jachtów, ma plaże, wokół są góry - dla każdego coś miłego. Dla rowerzystów wszędzie są ścieżki rowerowe, wymyślono też automatyczne wypożyczalnie rowerów - co kilkaset metrów są elektromagnetyczne parkingi ze stojakami na których są rowery, które można wypożyczyć na specjalną kartę magnetyczną. Bierze się taki rower z jednego miejsca, a później zostawia gdzie indziej. Pełna dowolność w komunikacji i nie trzeba się martwić o pojazd - genialne! Na dodatek do Barcelony lata tania linia lotnicza na R., z większości dużych miast w Polsce, więc tanio można się tam dostać (w naszym przypadku 30 EUR, ale chyba można jeszcze taniej). Polecam wszystkim odwiedzenie Barcelony! Mógłbym jeszcze pisać o tym jak tam jest fajnie i ile ciekawych miejsc widziałem, ale jak już wspominałem - nie będę o tym wspominał. ;) Nie pokażę też tego na zdjęciach, w internecie jest dużo galerii, które ukazują zabytki i klimat Barcelony. Ja pokażę Wam z Barcelony to, co jest... hmmm... nietypowe albo inne! (A czasem zupełnie normalne.)
Np.
- hiszpańskie graffiti
- albo oryginalne dekoracje na szczycie budynku
- zewnętrzne ściany domu we wzorek z tapety u babci
- zielona uliczka w centrum miasta
- niestety w Barcelonie nie można kąpać się w fontannach (nie żebym planował;)
- ale każdy znajdzie tu kawałek przestrzeni dla siebie...
...choć czasem nie jest to łatwe
- tu na murach rysuje się serduszka, zamiast... zamiast tego co rysuje się u nas!
- tylko, że drzewa jakieś dziwne mają ;)
- widok portowy (tak, wiem, bez sensu;)
- jedna z uliczek, tylko dla pieszych, ściśle monitorowana!
- tu na rondach stawia się fontanny (i to nie jest odosobniony przypadek)
- a niektóre kościoły buduje się już od 130 lat. Ale za to jaki to kościół!
- tu nawet gołębie się myją ;)
(musiałem pokazać chociaż jedno zwierze!;)
(dwa właściwie)
- Gaudi miał wyobraźnię, jego budynki i park robią niesamowite wrażenie. U nas, w Polsce - wszystko musi być klasyczne, zgodne z konwencją i zasadami. Tutaj niekoniecznie. Daje to rewelacyjne efekty. Polecam wpisać w google "gaudi" i obejrzeć galerię! A miało o nim nie być... Ale Gaudi budował z jajem!
- tutaj nie wszystkie budynki mają kształt prostopadłościanów
...za to rośliny miewają!
- jedna z automatycznych wypożyczalni rowerów
- jest też sporo prywatnych, starych rowerów
- a tu niby stara i niezbyt bogata dzielnica, całe pranie na wierzchu... a jak ładnie!
- panowie z fast-fooda oglądają mecz FC Barcelona (TV nad drzwiami)
- widoki z okna naszego pokoju - La Rambla nocą
- w tą uliczkę nie zdecydowałem się wejść
- skłania do refleksji
- kto chce się przejechać na wesołej karuzeli?
- tu na rynku można kupić świeże truskawki...
...albo soczki owocowe...
...tylko trzeba uważać od kogo się kupuje! ;)
- postanowiłem też odnaleźć miejsca z książki "Cień wiatru". Cmentarza Zapomnianych Książek niestety nie znalazłem, ale znalazłem ulicę, na której znajdowała się księgarnia Daniela Sempere - Carrer de Santa Anna. Niestety żadnej księgarni już tam nie było...
A z podsumowaniem wyjazdu niestety na czwartek nie zdążę, więc na razie mowię jeszcze - do zobaczenia!