poniedziałek, 15 marca 2010

Iquitos i co bylo dalej, czyli TO NIE MOJA GLOWA!!!

Ostatnio obiecalem Wam przygode w dzungli...

Chcialbym tu teraz opisac, jakie to wspaniale przygody przezylismy, chcialbym tu opisac ile widzielismy ciekawych rzeczy, jak plywalem z delfinami, jak zlowilem piranie... Chcialbym tu opisac o niesamowitych i strasznych zwierzetach, ktore widzialem w dzungli i o inspirujacym spotkaniu, ktore mialem z indianskim szamanem... Myslalem tydzien temu, ze stworze kolejna legende o tym, jaka to amazonska dzungla jest niesamowita i wpaniala. Niestety, nie opisze Wam powyzszych rzeczy. One po prostu nie mialy miejsca! A na tym blogu mozecie liczyc na dwie rzeczy - na szczerosc i prawde. Opisze Wam to, co w zeszlym tygodniu sie wydarzylo. I musze ostrzec, ze nie bedzie to opis mily i przyjemny. Nie, jesli w trakcie jego pisania nie zmienie zdania i rzeczywiscie napisze to co mam zamiar napisac, a wczoraj 8 godzin zastanawialem sie w autobusie, czy mam to zrobic czy nie. Ale na mnie mozecie liczyc. Szczerosc i prawda. Musze Was tez ostrzec, jesli chcecie sie oderwac od rzeczywistosci, zrobic przerwe w pracy, zrelaksowac sie i poczytac o przygodach z dzungli, mozecie sie zawiesc, a opis ten moze zepsuc Wam dzien. Moze tez strace kilku czytelnikow, jesli czytaja to osoby, ktore tylko lubia ogladac ladne zdjecia i czytac piekne historie, a ta historia nie bedzie piekna - bedzie zla, brzydka, a miejscami zbyt naturalistyczna. Bo to zdecydowanie nie byl dobry tydzien.

Zanim przejdziemy do tego co sie wydarzylo, tym ktorzy mnie slabiej znaja kilka slow o mnie, kilka slow, nie wiem - wytlumaczenia, kilka slow, ktore moze uwiarygodnia(?) ten opis... Doslownie kilka. A wiec jestem SKRAJNYM racjonalista, scisle analityczny umysl, to po pierwsze. Po drugie natomiast - nie jestem turysta kaprysnym (nie uwazam, zebym juz zasluzyl na miano podroznika), ale jestem turysta wymagajacym. Nie narzekam na kiepskie warunki, nie narzekam w podrozy na nic, ale nie jedno juz w zyciu widzialem (w tym niejedna dzungle) i mam wysokie oczekiwania. Szczegolnie duze oczekiwania mialem wobec czegos takiego jak dzungla amazonska. Szczegolnie po przeczytaniu tylu pieknych ksiazek na jej temat...

Tyle slowem wstepu. Przejdzmy do rzeczy.

Zgodnie z planem, dopiero dzis mielismy opuszczac Iquitos i leciec do Limy, tak sie jednak sklada, ze w Limie bylismy juz 4 dni temu, a obecnie jestesmy juz w Quito, stolicy Ekwadoru.

Zanim sie wybralismy do Iquitos mielismy kilka koncepcji jak zwiedzac dzungle. Do Amazonki (a wlasciwie na tym jej etapie, do jej dorzecza - Ukayali) mozna dojechac droga - do miejscowosci Pucallpa. Po Amazonce i jej dorzeczu kursuja barki, w tej szeroko pojetej okolicy sa 4 duze miasta-porty - kolejno Pucallpa i Iquitos w Peru, Leticia na granicy peruwiansko-kolumbijsko-brazylijskiej i dalej Manaus w Brazylii. Zdarza sie ze turysci plywaja sobie barkami miedzy tymi miastami, ogladaja dzungle w jednym z nich i stamtad wracaja. My tez mielismy taki plan. Pierwotnie planowalismy jechac do Pucallpy i stamtad splynac barka do Iquitos, ten plan jednak odpadl ze wzgledu na to, ze w trasie spotkalismy dwie osoby, ktorych autobusy zostaly zbrojnie napadniete w trasie do Pucallpy (w przewodnikach pisza, ze jest tam niebezpiecznie i ze sie to zdarza, okazuje sie ze sie nie myla) i osoby te stracily WSZYSTKO co mialy, lacznie ze spodniami. Zrezygnowalismy z tej trasy. Druga nasza opcja - doleciec do Iquitos, splynac barka do Leticii i stamtad wrocic samolotem do cywilizacji - ta opcja niestety odpadla ze wzgledu na wysokie koszty samolotu powrotnego z Leticii (400 USD, a wartosc dodana rejsu nie byla az tak wysoka). Stad wybralismy opcje lot Lima-Iquitos-Lima, z wycieczka na miejscu.

Jak wybieralismy przewodnikow, wiecie. Do dzungli pojechalismy nastepnego dnia po tamtych wydarzeniach.

Dyskutowalismy z naszym przewodnikiem na temat tego jak dostac sie do naszego miejsca docelowego - byly dwie opcje: cala trasa mala lodka peke-peke (takie wspolczesne canoe na kilka do kilkunastu osob, dlugie do 10 metrow, szerokie na metr-poltora, z silnikiem motorowym z tylu, bardzo chwiejne), byl to jednak rejs w gore rzeki, a nurt Amazonki jest naprawde bardzo silny, calosc miala zajac kilkanascie godzin. Druga opcja byla jazda samochodem 100 km do miejscowosci Nauta, na poludnie od Iquitos. Droga do Nauty zakonczona zostala kilka lat temu, po okolo 100 latach budowy (z przerwami spowodowanymi sytuacja geologiczna, ekonomiczna, tudziez polityczna). Nauta lezy nad rzeka Maranon. Kilka kilometrow od Nauty Maranon laczy sie z Ukayali i dalej plyna juz razem tworzac Amazonke. Po doplynieciu do Nauty mielismy splynac kilka kilometrow w dol Maranon, skrecic w prawo w Ukayali, przeplynac kilka kilometrow w gore i doplynac do tego samego portu, co w opcji numer jeden. Calosc zajac miala 2,5h, oszczedzalismy kilkanascie godzin, wiec ta opcje wlasnie wybralismy. Moises, przewodnik WC, jednak z nami pojechal, byl naszym kierowca na trasie do Nauty, towarzyszyl nam takze na miejscu w dzungli, chociaz nie byl szczegolnie rozmowny ani aktywny. Pojechal z nami takze, a moze przede wszystkim Rafael (nasz oficjalny przewodnik) oraz jego asystent. Na takich wycieczkach zawsze jedzie sie z dwoma przewodnikami - jeden opowiada, oprowadza itp., a drugi w tym czasie biega po krzakach, lapie dzikie weze, wycina maczeta sciezke, skacze po aligatory itp. Miesniaka Dundee juz nie zobaczylismy, z nieznanych nam przyczyn nie pojechal z nami. Niestety Rafael bardzo slabo znal angielski (Dundee byl znacznie lepszy) i nie byl ogolnie szczegolnie aktywnym ani zafascynowanym dzungla przewodnikiem, co tez moglo miec wplyw na nasze ogolne wrazenia. W Naucie dokonalismy ostatnich zakupow - zapas wody, zapasowe baterie do latarek, Snickersy itp. Tam wsiedlismy do duzej peke-peke, ktora splynelismy w dol Maranon i w gore Ukayali. Rzeki w pojedynke byly gigantyczne i mialy na oko po kilometrze szerokosci, jak sie polaczyly byly jeszcze szersze, to juz Amazonka! Rzeka jest naprawde niesamowicie potezna, nurt wartki, niesie ze soba mnostwo drzew, krzakow itp, wiec czasem plynelismy miedzy nimi slalomem, bo mogly one nasze peke-peke latwo roztrzaskac. Po ok. 1,5h doplynelismy do wschodniego brzegu Ukayali, kilka kilometrow od polaczenia z Maranon. Tam wysiedlismy na brzeg, pomoglismy Rafaelowi rozladowac lodke i przenieslismy ekwipunek (napoje, owoce, warzywa, mieso, paliwo) kilkadziesiat metrow w glab ladu, ktoredy plynela kolejna, znacznie juz mniejsza rzeczka Yalapa, a tam kolejne znacznie mniejsze peke-peke, do ktorego wsiedlismy i plynelismy kolejne 2h w gore rzeki. Po drodze mijalismy mala indianska wioske (tacy indianie w jeansach, nie w piorach) i ciekawe miejsce w ktorym Yalapa laczy sie z inna rzeczka, ktorej nazwy nie pamietam. Jak to trafnie ujal Rafael, Yalapa ma kolor kawy z duza iloscia mleka, druga rzeka ma kolor czarny, zupelnie jak kawa, w miejscu gdzie rzeczki sie lacza tworzy sie male rozlewisko, gdzie wody te mieszaja sie, w dwoch kolorach wyraznie widac wszystkie wiry, prady itp. kawa miesza sie z mlekiem, dalej plynie cafe latte. W tym miejscy plywaja tez rozowe delfiny. Sprawa strasznie przereklamowana. Dlugo ich wypatrywalismy, az nagle Rafal krzyknal "Tam"! A tam - powierzchnia wody lekko uniosla sie, cos lekko chlupnelo i zniknelo. I tak kilkanascie razy. Delfina zadnego nie widzielismy, ale nie mozemy powiedziec, ze go tam nie bylo, bo z pewnoscia jakies kilkumetrowe zwierze ta wode poruszylo... Co do plywania z delfinami to Rafael mowil, ze mozna w tym miejscu wskoczyc do wody, ale patrzac na jej brudna powierzchnie ochoty na to nikt z nas zdecydowanie nie mial. Pozniej w tym wlasnie miejscu "lowilismy piranie"... Trasa lodeczka przez dzungle byla naprawde rewelacyjna, po drodze obserwowalismy rosliny, ktore sa tu naprawde niesamowite - gigantyczne drzewa, mnostwo ich gatunkow, na drzewach rosna liany, kolce, krzaki, a czasem nawet inne drzewa. Brzeg wyglada niedostepnie - gdybysmy wpadli do wody, dlugo trzebaby szukac miejsca w ktorym przez krzaki i galezie daloby sie wyjsc na brzeg - gesta zielona sciana amazonskiej dzungli. Takze, jesli chodzi o roslinki - rewelacja. Po drodze zastanawial nas brak zwierzat - nie widzielismy zadnych ptakow. Na wodzie na szczescie nie bylo komarow, przelatywalo troche sporych rozmiarow wazek. Doplynelismy do naszej lodge´y. Po drodze, na Yalapie mijalismy kilka podobnych. Lodge - bylo to kilka drewnianych budynkow zbudowanych poltora metra nad ziemia na palach. Woda obecnie byla kilkanascie metrow od zabudowan, poziom rzeki nie byl wysoki, jednak pod koniec pory deszczowej podplywa sie bezposrednio pod tarasy przy budynkach. Amazonka zmienia w ciagu roku glebokosc/wysokosc o 12 metrow!! Sasiednie rzeki mniej, ale podobnie, na drzewach widzielismy slady maksymalnego poziomu wody, okolo 3-4 metrow wyzej niz obecnie. Glowny budynek, ok 50 mkw, to stolowka (serwowali nam bardzo przyzwoite jedzenie, glownie kurczaki) i swietlica zarazem, kilka budynkow wokol to sypialnie z lazienkami. Wszystko bardzo proste, zbite z desek. Kilka metrow za budynkami zielona sciana dzungli. Warunki dosc spartanskie, ale o to wlasnie chodzilo. Budynki mialy w oknach i drzwiach moskitiery, ale sa one jedynie chinskim chwytem marketingowym - miedzy deskami w podlodze sa sporej wielkosci dziury, pod sufitem (folia kryta liscmi palmy) tez ogromne szczeliny, wiec wszelkiego rodzaju owady i tak bez problemow dostaja sie do srodka. Nie ma problemu, oczekiwalismy tego. Okazuje sie, ze wszystkie wycieczki organizowane z Iquitos prowadza wlasnie w te okolice. Kazde biuro podrozy (majace po 5-10 przewodnikow) ma swoja lodge, do ktorej zabiera turystow. Wszyscy oni zabierani sa w jedno miejsce, gdzie moze byc nawet do 30 osob ("Pojedziemy tam, gdzie bedzie tylko wasza czworka", tak tak), tutaj bylo ok. 20 osob. No, ale to tez nie problem, spotkalismy kolejnych fajnych ludzi. Na miejscu w takiej logde´y spozywa sie posilki i nocuje i jest to baza wypadowa na wycieczki po okolicy. Przewodnicy sa do dyspozycji - Rafael powiedzial nam, ze robimy to co bedziemy chcieli, idziemy gdzie chcemy i kiedy chcemy. Tak tez bylo, wygodne rozwiazanie. Z lodge´y jest mozliwosc przedostania sie kilkaset metrow dalej - do "campu". To kawal folii rozwieszony miedzy drzewami, a pod filia zawieszone moskitiery i w moskierach hamaki. Kilkanascie metrow blizej do natury niz z lodge´y. Za to, sporo wiecej niewygod i komarow.

Doplynelismy na miejsce. Nieziemsko goraco, bardzo wilgotno. I miliony komarow! Bzzzz......PAC! Komary byly wszedzie - w stolowce, w pokojach, w lazienkach, nie wspominajac o tym, ze w dzungli bylo ich znacznie wiecej, co oczywiste. Spodziewalismy sie tego. Auuu....PAC! Nie spodziewalismy sie tego, ze zaden z 3 repellentow, ktore kupilismy nie bedzie ich odstraszal! Spray na komary dzialal przez jakies 30 minut, potem przestawal. Komary atakowaly z kazdej strony! Bzzzz.... Przy jedzeniu, pod prysznicem, na sciezce w lesie, caly czas, od rana, do nocy... Auuu.....PAC! OK, wiedzielismy ze tak bedzie. Niestety uaktywnila sie moja alergia na ugryzienia moskitow, ktora mialem w dziecinstwie, moje bable puchly 3 razy bardziej niz bable innych ludzi. Repellent nie dziala. Moskity gryza. Slonce pali. Nawet jak bylem w samych krotkich spodniach to splywalem potem. Mimo wszystko ubralem dlugie spodnie, T-shirta i bluze z dlugim rekawem. Gotowalem sie! To i tak nie pomoglo, male skurczybyki gryzly przez spodnie, przez wodoodporna bluze, nawet przez gruba czapeczke! Bzzzz.... PAC! A bable puchly... Nie pisalem, ze poza komarami byly tez muchy, ktore zostawialy znacznie bardziej bolesne slady i rozne inne latajace i gryzace badziewie, ktorego nie potrafie nazwac. Po kilku godzinach mialem opuchniete rece, nogi, czolo, plecy... Jad komarow czulem gleboko w miesniach, nawet w kosciach, alergia dawala sie bolesnie we znaki... Zimny prysznic pomogl, chociaz woda nie odstraszala robali i dorobilem sie kolejnych babli w nowych, nieodkrytych nigdy wczesniej przez zadnego robala miejscach... Bzzz..... Spodziewalismy sie, ze z komarami bedzie ciezko, nigdy nie spodziewalem sie, ze az tak bardzo! Tak bylo nieustannie przez kolejne dni. Dorobilem sie kilkuset ugryzien moskitow. W calej okolicy bylo jedno bezpieczne miejsce - moskitiera nad lozkiem. To lniana zaslona, w ksztalcie prostopadloscianu zawieszona poltora metra nad lozkiem. Zawija sie dolna czesc moskitiery wokol materaca i zadne zwierze nie jest w stanie sie dostac do srodka (chyba ze tygrys, prawda? ;). Oczywiscie moskitiere trzeba bylo co wieczor przed snem oczyszczac z owadow, bo jednak jakos sie tam przedostawaly, niemniej na noc chronila przed ugryzieniami. Jak juz pisze tyle o moskitierze to napisze jeszcze to - w moskitierze jest jeszcze cieplej i duszniej niz na zewnatrz, lniany material chroni przed owadami, ale znacznie ogranicza tez przeplyw powietrza. Moskitiera ma tez ta wade, ze zaprojektowana jest dla ludzi do 170 cm wzrostu. Czlowiek mojej postury, lezac swobodnie wystaje glowa i nogami na zewnatrz, znaczy sie uwypuklajac material. Nadal bylem w moskitierze, ale moskity widzialy wyraznie gdzie moja glowa lub nogi jej dotykaja, siadaly tam i ciely bolesnie... Auuuuu.... A ja nie moglem im nic zrobic, bo byly po drugiej stronie... Pozostawala pozycja embrionalna. Ale jak czlowiek spi, to sie miesnie rozluzniaja... wiec i tu nie bylo do konca bezpiecznie. Komary uczynily z tych dni koszmar! Powiecie: komary - phi! Mamy komary w Borach Tucholskich, nad Jeziorem Zegrzynskim i w tysiacu innych miejsc w Polsce. Prawda, mamy, ale nie amazonskie komary, nie w takiej ilosci, nie tak agresywne i nie wszyscy macie alergie na ich ugryzienia. Bzzzzz......

W tych warunkach przyszlo nam spedzic kolejne dni. Bylo ciezko, ale zwierzeta, ktore mielismy spotkac mialy nam to wynagrodzic. Nie zrobily tego.

Pierwszego dnia wybralismy sie na kilkugodzinny trekking po dzungli. Niezbedne kalosze, do ochrony przed wezami i glebokim blotem. Bloto bylo. Weza nie widzielismy. Pajaka tez nie. Zadnego. Ani ptaka! Ani jedniusiutenkiego! Mialy byc kolorowe papugi, kolibry, motyle, cokolwiek! Nie bylo NIC! O przepraszam, widzielismy jedna malpe! Wlasciwie to widzialem tylko jak galezie energicznie poruszaly sie, przewodnik biegl w ich strone, kazal nam cicho biec za soba. Galezie poruszaly sie dynamicznie w przeciwnym kierunku i cisza. Pustka. Zostaly roslinki. Te byly naprawde imponujace - Rafael pokazywal nam, ktore sa trujace, ktore lecznicze, ktore maja najwieksze kolce (a kolczastych jest naprawde duzo, trzeba mocno uwazac zeby nie chwycic zlej galezi, nie zahaczyc ubraniem o niewlasciwa liane, czy tez nie oprzec sie o niewlasciwy pien), a w ktorych znajduje sie woda pitna, ktora nas po scieciu tej liany poczestowal. Wiec - dla botanikow - jest fajnie. Jak ktos preferuje zwierzeta, lub owady - beznadzieja! Przez caly pobyt nie widzielibysmy zadnego (fajnego) pajaka (nie pisze o zwyklych, szarych, nieduzych, ktorych na scianach i suficie byly tlumy), gdyby nie to, ze Rafael pierwszego wieczora przyniosl do stolowki tarantule i nie posadzil jej na scianie, gdzie siedziala przez reszte naszego pobytu. Nie widzielibysmy zadnego weza, gdyby Rafael nie przyniosl do stolowki malej anakondy i innego malego jadowitego. Poobserwowalismy, niektorzy porobili im zdjecia, po czym Rafael je wyniosl. Pewnie trzyma je gdzies w klatce w okolicy... Zadnych innych zwierzat! Totalny i kompletny zawod...

Wieczorem pierwszego dnia wybralismy sie na "lowienie aligatorow". Fajnie bylo poplywac lodka w kompletnych ciemnosciach po dzungli (bylo mniej komarow), ale niefajnie bylo, ze zrobili z tego show. Wyplynely 3 lodzie pelne ludzi, kazali pogasic latarki, cicho sie zachowywac, OK to ma sens. W krzakach zobaczylismy bialego ptaka! I jak Rafael nie zacznie panikowac, ze ptak, ze musimy podpynac blizej, i pcha sie w te krzaki ta lodka, nie wiadomo po co - ptak byl u gory, kawal dalej. Ale Rafael chcial nas przeczolgac przez zarosla, po galeziach, robil swoje show! Wyjatkowo mnie to zaczelo denerwowac. Plyn czlowieku ta rzeczka, szeroka nie jest, wszystko stad widzimy, jak bedzie cos ciekawego do czego warto podpynac, to ok, ale nie rob takiego teatru!! Rafael caly czas machal latarka na lewo i prawo szukajac aligatorow. Nam zabronil odpalac latarek. Ktoras z lodek poplynela w mniejsza boczna odnoge naszej rzeczki, my plynelismy dalej przez ok. pol godziny. Bardzo fajnie plywalo sie ta rzeczka, nawet bez zwierzat. Noc w Amazonii jest niesamowita, niestety odglosy dzungli zaklocane byly przez odglosy silnika, ktory nasz przewodnik odpalil... Po pol godzinie zawrocilismy, plynelismy sobie z powrotem, wplynelismy w ta sama odnoge, w ktora przedtem wplynela poprzednia lodz, w tym momencie z krzakow kilkanascie metrow dalej wyplynela jeszcze kolejna. Krotka wymiana zdan miedzy przewodnikami - Czy sa tam aligatory? Tak, sa. Wplywamy w te same krzaki co wszyscy, Rafael wychodzi na brzeg, w kaloszach idzie kawalek przez zarosla i wraca z dwoma malymi aligatorkami w dloniach. Po kilkanascie centymetrow malensta mialy. Slodkie. Zrobilem zdjecie, totalnie rozczarowany cala ta z gory wyrezyserowana akcja...

Kolejna wyprawa z logde´y - plyniemy lowic piranie!! Bedzie sie dzialo! Poplynelismy w miejsce w ktorym kawa laczy sie z mlekiem. To tu mielismy przeciez wczesniej plywac! Czy tu moga byc piranie? Rafael mowi, ze ludzi nie gryza, wiec magia chwili troche opadla. OK, bierzemy wedki, zrobione wczesniej tego dnia przez Rafaela z patykow, zylka przywiazana na sztywno i haczyk. Na haczyk zakladamy kawalki skory z kurczaka, to ponoc dobra przyneta. Rafael kaze nam uderzac wedkami w wode, to podobno przyciaga piranie. Przez godzine nic nie lowimy, emocje opadly do zera. Po drodze zmieniamy miejsca polowow. W jednym miejscu cos szarpnelo moja wedke! Nie ma kurczaka na haczyku!! Tu sa! Lowimy, znowu podekscytowani obserwujemy wedki i zylki. Branie! Znowu zwinela mi franca kurczaka!! O NIE! Nastepnym razem Cie zlapie! Zakladam kolejna przynete, zarzucam, branie po 5 sekundach, zacinam wedke w gore! Jest! Zlowilem... malego suma... Rafael mowi, ze niejadalny, zdjelismy go z haczyka i wypuscilismy. Pozniej kazdy zlapal sobie jeszcze po sumie, wszystkie powypuszczalismy. Wiec dzis nie bedzie piranii na obiad... Kolejny zawod...

Kolejna wyprawa z logde´y - plyniemy na male jeziorko w okolicy, tam moga byc jakies zwierzeta i gigantyczne lilie wodne. Plynelismy godzinke, znowu fajne widoki roslin po drodze, gigantyczny pien drzewa przewalony przez rzeke, plyniemy pod nim. Pokazaly sie jakies ptaki - byl jeden, nieduzy, ktory przypominal orla, dwie biale czaple, male czarne cos chodzilo w zaroslach, a nad nami latalo kilka czarnych, krukowatych. Zadnych papug, zadnych kolorowych atrakcyjnych ptakow. Wszystkie z tych (no moze raczej podobne do tych) z powodzeniem wypatrzyc mozna chociazby na Mazurach. Doplynelismy na jeziorko, spore rozlewisko jednej z okolicznych rzeczek. Plyniemy na drugi brzeg, silnik naszej peke-peke z daleka ploszy wszystko co zyje... Na drugim brzegu rzeczywiscie byly gigantyczne lilie wodne, rzeczywiscie ciekawe taki lisc utrzymuje kilka kilogramow, mozna bylo na nim cos polozyc i nie tonelo... Od spodu kolce, kwiat lilii, tez kolczasty. Bardzo ciekawa roslinka. Ale ja nie tylko dla takich roslinek do dzungli przyjechalem... W drodze powrotnej zatrzymujemy sie w miejscu gdzie w dziupli na drzewie zyje rodzina malp kapucynek. Ostatnio urodzily im sie mlode. Ich dziupla jest na ok. 20 metrach wysokosci, wystaje mala glowka malpki, cos sie rusza. I tak sobie obserwujemy, gryza nas komary, az tu nagle JEEBS! JEEBS! JEEBS! Rafael zaczal walic wioslem w drzewo, zeby wyploszyc malpy... Przerazona malpka z malymi zaczela wychylac sie z tej dziupli. A on znowu JEEBS! Zal mi sie zrobilo tych zwierzat, ale poszedlem z ogolnie tam panujacym japonskim stylem zwiedzania dzungli i tez zrobilem zdjecie... Byla tam jeszcze inna grupa turystow, ktorzy strzelali fotke za fotka, wiec Rafael dlugo tak jeszcze w to drzewo walil, mimo naszych uwag, zeby przestal, bo zwierzeta straszy... Obok drzewa kapucynek byla jeszcze jedna ciekawa rzecz - mrowki zrobily sobie sciezke i nosily liscie z jednego drzewa gdzies w glab dzungli. Wyraznie widac bylo ich kilkucentrymetrowa wydeptana autostrade. Bardzo fajna sprawa. Dalej poplynelismy do malej wioski indianskiej, tej przez ktora wczesniej przeplywalismy. Tam pokazali nam typowy indianski dom (na palach, bez niektorych scian, pod strzecha z babmusa, w srodku grill, kilka osob w kolorowych t-shirtach i jeansach, dzieci bawily sie z oswojona malpka, mieli tez oswojonego leniwca), uprawe lokalnych roslin i zabrali do centrum wioski, gdzie lokalni rostawiali specjalnie dla nas stragany z rekodzielem. Niestety nikt nie powiedzial nam, ze bedziemy jechac do tej wioski i zeby zabrac jakies pieniadze... Niektore rzeczy byly naprawde piekne, chociaz w bagazach i tak nie mamy miejsca na zbyt duzo pamiatek. Z przykroscia nic nie kupilismy i wrocilismy do lodge´y.

No dobra, powiecie - chlopak narzekal, narzekal, a tu jakie fajne rzeczy widzial... No tak, ale wy siedzicie sobie przed kompami, wiec to moze brzmi ciekawie, ja siedzialem w dzungli, gryzly mnie komary, mialem gigantyczne oczekiwania. Zawiedlismy sie totalnie, zadnych ciekawych zwierzat, zadnych ciekawych owadow, a puchlo wszystko bolesnie... Zapytalismy Rafaela co jeszcze ciekawego mamy szanse zobaczyc i jakie sa plany na kolejne dni - powiedzial, ze widzielismy wlasciwie wszystko, mozemy powtorzyc ktoras z wycieczek, no i zostaly dwa punkty ktorych nie zrobilismy - spacer przez dzungle w nocy (plynelismy lodka) i nocleg na "campie", w nocy podobno wychodza weze. W obu przypadkach ma sie do czynienia z taka liczba komarow, ze moglbym tego nie przezyc... Tego dnia dokonalismy tez z Grzechem bilansu dni - ile czasu zostalo nam do konca wyprawy, co jeszcze chcemy zobaczyc itp. Krotka dyskusja i jednomyslna decyzja - ewakuujemy sie stad! Zobaczylismy pewnie z 80% tego co jest do zobaczenia, pozostale 20% okupione zostaloby zbyt duzym cierpieniem - nie bede jechal na "camp" na ktorym nie zobacze nic wiecej niz widze w lodge´y i wokol, zeby chwalic sie pozniej ze spalem w dzungli w hamaku... Nie mam 15 lat i nie potrzebuje tego. Jednoczesnie kalkulowalismy, ze jesli uda nam sie od razu nastepnego dnia zlapac samolot do Limy to oszczedzimy 4 dni, w ciagu ktorych mozemy zobaczyc znacznie wiecej niz brakujace nam 20% okolicznej dzungli. Mowimy Rafaelowi, ze chcemy wracac, ze komary nas za bardzo gryza, ze juz tyle widzielismy... A on na to, ze to niemozliwe, ze tyle problemow, itp. Wiedzielismy, ze nastepnego dnia do Iquitos wracaja Ronnie i Ania, dwoje Niemcow, ktorych poznalismy i z ktorymi wszedzie na miejscu chodzilismy. Powiedzielismy Rafaelowi, ze nie chcemy pieniedzy z powrotem, chcemy tylko sie stad wydostac. Natychmiast, z szerokim usmiechem na ustach powiedzial, ze w takim razie nie ma problemu i mozemy jutro jechac...

W dzungli pozostala nam do zrobienia jedna rzecz - juz w biurach podrozy w Iquitos, wiekszosc przewodnikow opowiadala o tym, ze mozna spotkac sie z szamanem i wziac udzial w czyms co sie nazywa "Ayahuasca Ceremony". Jest to kilkugodzinna sesja, polegajaca na medytacji i koncentracji, polaczona z indianskim spiewem oraz konsumpcja indianskich halucynogennych srodkow spozywczych. Calosc prowadzona jest przez szamana, ktory wprowadza klienta (za 100 PLN) w trans i szamanskimi metodami (spiew, kladzenie rak itp.) wywoluje wizje. Wizje piekna dzungli, dzikich zwierzat, latania, ktos wspominal o jezdzeniu na jaguarze itp. Po lekturze "Rio Anaconda" Cejrowskiego i jego opisach przezyc i mozliwosci "magii" szamanskiej stwierdzilem, ze musze tego sprobowac, ze musze sprawdzic jak to jest naprawde. Dzien wczesniej w ceremonii wzial udzial jeden Amerykanin, ktory byl w lodge´y - potwierdzil wszystko powyzsze, mowil ze bylo niesamowicie i wspaniale. Tyle z marketingu. Mielismy isc wszyscy, jednak Jarek i Magda zostawali do konca wykupionego przez nas pobytu, wiec mieli zrobic to za 3 dni, a Grzechu tez w koncu zrezygnowal, zostalem wiec sam. Po drodze Rafael powiedzial, ze w czasie ceremonii moga pojawic sie wymioty. Stwierdzilem, ze OK, jakos to przezyje...

Jak sie to skonczylo opisze jednak na koncu niniejszego juz przydlugiego wywodu, bo jak przejde przez to znowu teraz to moge nie dopisac do konca... przejdzmy do tego co bylo dalej...

Dzin pozniej wracalismy z dzungli z Ania i Ronniem. Mala peke-peke zabrala nas do wioski w 1,5h, tam przesiedlismy sie do duzej peke-peke i przez 2h plynelismy Ukayali i Maranon do Nauty. Tam wsiedlismy w zamowiona dla nas (i oplacona) taksowke i przez 1,5h jechalismy na lotnisko w Iquitos, zostawic tam Niemcow. Poprosilismy kierowce zeby na nas zaczekal, biegiem do biur Peruvian Airlines, nie ma biur, to na check-in - czy mozemy przebookowac lot z nastepnego poniedzialku na dzis? Moglismy, i to za darmo! W Europie to niemozliwe! Mamy 50 minut do boardingu. Ale nasze plecaki zostaly w Iquitos, w biurze podrozy. Lecimy do taksowkarza, tlumaczymy mu jaka sytuacja, ze musimy jechac tam po bagaze i z powrotem, tego nie bylo w cenie. Za 15 PLN zgodzil sie i pedzilismy przez miasto, byly nerwy, ale w koncu, po 45 minutach wrocilismy i zdazylismy na samolot. Po ok. 8h od wyjazdu z dzungli bylismy z powrotem w Limie. Za 15 PLN, 4 dni do przodu. Niestety nie bede mogl Wam przez to pokazac zdjec z Iquitos, a to bardzo fajne miasto bylo... W Limie sprawdzilismy loty do Quito w Ekwadorze, to nasz kolejny cel - bilet 650 USD, wiec podziekowalismy, pojedziemy autobusem. Ania i Ronnie wybrali hostel w Limie, trafilo na The Point. Hostel okazal sie bardzo imprezowym miejscem, lecialo ostre dicho, w hostelowym barze pelno ludzi, w wiekszosci pijanych. Spalismy w pokoju 6-osobowym (31PLN, czysto, schludnie, ladnie), hostel ma jednak polityke otwartych drzwi, wiec bylo glosno, ciezko sie wyspac, dochodzily odglosy imprezy. Zmeczeni podroza, a ja dodatkowo ceremonia, szybko odplynelismy. Nastepnego dnia nie bylo miejsc w autobusie na granice z Ekwadorem, wiec zostalo nam zwiedzanie Limy. Okazalo sie, ze to bardzo fajne miasto. Znaczy sie w sumie to nic specjalnego, ale nie bylo goraco, nie pocilismy sie jak swinie, nie gryzly nas komary, wypilismy zimna Coca-Cole, no i Niemcy okazali sie bardzo fajnymi ludzmi, dobrze sie nam z nimi zwiedzalo. Dodatkowo, na drodze spotkalismy mnostwo sympatycznych Peruwianczykow (w kawiarniach, na targu, a nawet w siedzibie ochotniczej strazy pozarnej itp.). Oslabiony po ceremonii nie robilem jednak zadnych zdjec, okazalo sie ze mam trudnosci z odychaniem, nie moglem wziasc pelnego oddechu, latwo dostawalem zadyszke, bylem slaby itp. Niemniej dzien minal bardzo przyjemnie. Wieczor spedzilismy w barze w hostelu, barman okazal sie byc Australijczykiem polskiego pochodzenia, mielismy z Grzechem dosc burzliwa dyskusje, wiec serwowal nam sporo darmowych drinkow, zeby zalagodzic sytuacje. Myslelismy tez o wyjsciu tej nocy na dyskoteke, ale nie starczylo mi juz na to sil. Nastepnego dnia obudzilem sie ok. 12-tej, na megakacu. O 15-tej mielismy autobus (Cruz del Sur, 121 PLN, 19h) do Tumbes, miejscowosci przy granicy z Ekwadorem. Nieprzyjemny dzien i noc spedzilismy w autobusie, tam tez poznalismy Zeida - Amerykanina, ktory tez jechal w strone Quito. Na dworcu w Tumbes otoczylo nas kilkunastu zyczliwych Peruwianczykow, ktory oferowali, ze nam pomoga z bagazami, zawioza na dworzec itp. Jeden z nich wyrywal mi z reki bilet do odbioru bagazu, odepchnalem go, tak byl natretny, pozniej chcial mi zabrac z rak plecak i pomoc zaniesc (niewiadomogdzie), podziekowalem. Byli mocno natretni i natarczywi, bylo ich kilkunastu, zagrozenie! Wyjalem noz z plecaka, schowalem do kieszeni. Pilnowalem plecakow, portfela. Z Zeidem szukalismy taksowki, tlum nas otaczal, trzech poteznych rozmiarow jegomosciow prowadzilo nas do jednej z taksowek. Nieoznaczona, zadnych tablic, taksometru, numerow, nic. Wyjmuja nam plecaki z rak, odpycham ich. W koncu odpuscili, odeszli. Zeid mowi taksowkarzowi na ktory dworzec chcemy jechac, ten mowi, ze OK, decydujemy sie z nim jechac. Pakujemy duze plecaki do bagaznika. Chce wsiadac, a tu na przednie siedzenie wskakuje drugi potezny facet. Mowie mu, zdenerwowany ta sytuacja "Wysiadaj! Nie jedziesz!", a do chlopakow, ze zabieramy plecaki i zmieniamy taksowke. Ci nie zareagowali na to, nie uslyszeli albo chcieli tu jechac. Drab z przodu przysunal sie do kierowcy i mowi ze zmiescimy sie we trojke z przodu!?! "Co? WYSIADAJ!!!" Wysiadl w koncu. Chlopacy siedza z tylu, bagaze w bagazniku (kombi), OK, siadam z przodu, reka w kieszeni na nozu. Zanim odjechalismy, jeden z drabow wskoczyl do bagaznika kombi, a drugiego Zeid wpuscil na siedzenie obok siebie i taksowka szybko ruszyla z nami i trzema innymi wielkimi facetami!! No tak, przed takimi wlasnie sytuacjami przestrzegaja we wszystkich przewodnikach, na granicach, w hostelach, wszedzie! Adrenalina! Znowu, tym razem wcale nie taka przyjemna! Mocno trzymalem noz i zastanawialem sie co ja, do cholery, z tym nozem mam zrobic jak przyjdzie co do czego?!? Przeciez nikogo nie dziabne!! Zeid spanikowany zaczal mowic gdzie maja jechac, zjechali z glownej trasy, pojechali gdzies w boczne uliczki. Pokazuja jakas brame i mowia ze to dworzec i ze jest zamkniety, chca nas wiezc do granicy (25km)!! Okazuje sie, ze Zeid wcale nie wiedzial gdzie mamy jechac, ale znal nazwe glownej ulicy, mowimy, ze chcemy tam. Oni, ze nie, ze wiedza lepiej gdzie powinnismy jechac. Krzyczymy, kierowca nie slucha, macham mu reka przed oczami i pokazuje mu ktoredy ma jechac. On cos mamrocze po hiszpansku do tego z tylu, ten mu odpowiada. Wjechalismy na glowna ulice, kazalismy im sie zatrzymac przy pierwszym sklepie, ktory tam byl. Na szczescie sie zatrzymali. Cos do nas krzycza. My ustalamy, ze ja nie wysiadam, zeby nie odjechali z plecakami, Grzechu i Zeid wydostali bezpiecznie bagaze z bagaznika, tez wysiadlem, jestesmy bezpieczni! Panowie krzycza, ze tyle problemow, ze 30 Soli za kurs, a jechalismy moze z 5 minut, ten kurs nie byl wart wiecej jak 5 Soli! Otoczyli nas. W portfelu mam tylko 50-tke. Nie dam im tego, bo stracimy ostatnia gotowke. Jestesmy na glownej ulicy, wiec jest juz w miare bezpiecznie. Zaczelismy sie z nimi przekrzykiwac, ze w zyciu, ze zadnych problemow nie bylo, ze jechalismy 5 minut. Dostali od Zeida 10 Soli, nie odpuscili, krzycza dalej. Wysypalem drobne z portfela, bylo tego nastepne 7 Soli, dalem to im. Chwile sie naradzali i odpuscili, odjechali... Obserwowalismy jeszcze ulice, czy nie wracaja, tym razem nam sie udalo i obylo sie bez strat ludzkich i materialnych, niemniej popelnilismy duzy blad wsiadajac do tej taksowki... Na szczescie chcieli nas tylko zastraszyc i nie chcieli uzywac przemocy, a moze chcieli, ale bylo 3 na 3, a widzieli juz ze bedziemy stawiac opor! Ogolnie to bardzo to byla nieprzyjemna sytuacja. Planowalismy nocowac w tej miejscowosci, ale zupelnie nam po tym incydencie przeszlo. Znalezlismy dworzec firmy CIFA, nie ma autobusow do Quito, ale jest do Guayaquil, odjezdza za 15 minut, 22 Sole, wystarczy nam kasy na 2 osoby. Patrzymy na mape - w ogole nie przygotowalismy sie z Ekwadoru, nie wiemy o nim prawie nic, ale wygladalo to na duza miejscowosc, blisko woda, moze nie bedzie za goraco... Szybka decyzja - jedziemy. Po 19 godzinach w autobusie, zlani potem, bez jedzenia, pakujemy sie do nastepnego autobusu na kolejne 6 godzin... Za ostatnie pieniadze kupilismy ciastka i wode na droge. To juz nie byl standard ten co w Peru, w autobusach Cruz del Sur. Autobus byl ciasny, bylismy w nim jedynymi gringos. Na dodatek autobus zatrzymywal sie w kazdej miejscowosci po drodze. Na kazdym przystanku wsiadalo kilka osob sprzedajacych napoje, owoce albo proszacych o jalmuzne. Tlumy ludzi wsiadaly i wysiadaly, zagrozenie! Mocno trzymalismy plecaki, portfele gleboko zamkniete. Po 20-tej, wymordowani dojechalismy do Guayaquil, po drodze wyczytalem w przewodniku, ze to miasto jest wieksze niz Quito. Dworzec wygladal jak zbawienie - wielki, dobrze oswietlony, bezpieczny, toaleta(!), obok dworca centrum handlowe, a w nim McDonald´s - zawsze to jakies jedzenie! Zeid postanowil dokonac heroicznego czynu i jechac dalej, Grzechu tez chcial, ja juz nie mialem sil i zostalismy tu na noc. Rano mielismy jechac dalej. Na dworcu zaczepila nas jakas babka i pyta czy chcemy taxi, mowimy ze chcemy, ale ze sobie sami poradzimy. Ona, ze mamy uwazac, bo jest tu duzo "piratow", jak sie wyrazila... Nie potrzebowalismy juz tego ostrzezenia, spodziewalismy sie... Idziemy dalej, tam pelno taksowek, kazda inna, Pani miala na sobie jakies numerki i uniform jakiejs korporacji, wiec jednak wrocilismy do niej: "Seniora nie pirata?" - chcialem sie upewnic! "Nie, nie, oni piraci!" Zamowilismy u niej taksowke, za 15 PLN dojechalismy do centrum. Mielismy upatrzony hostel, kilka przecznic od centrum, ale taksowkarz, mowi, ze to niebezpieczna ulica (na potwierdzenie rozpial koszule i pokazal nam blizny, ktorych tam wlasnie podobno sie nabyl) i mowi, ze zna lepszy hostel, blizej. Atlantic Suite, brzmi drogo, wybiegam z taksowki, pytam o cene, 45 PLN od osoby, z daleka w miare przyzwoicie wyglada, wiec sie decydujemy. Rozwalam sie na lozku, klimatyzacja wlaczona na maxa, w TV wlaczyli "Leona Zawodowca" - jest cudownie! Ide do lazienki, chce wziac prysznic - a tam... karaluchy!!! Biegaja po muszli, biegaja po zaslonie prysznica, zaczalem machac ta zaslona, halas i swiatlo je wystraszyly. Nie mielismy ochoty na dalsze kombinacje, do robaczkow w dzungli sie przyzwyczailismy, wiec zostalismy. Rano mamy jechac dalej, wiec jak chcemy zobaczyc cos z tego miasta, to dzis w nocy. O 22 wyszlismy na miasto, centrum, rewelacyjny nowoczesny deptak nad rzeka, dzielnica Las Penas - wzgorze, 460 schodow w gore, dzielnicy artystyczno-kawiarniana, co kawalek lokale, puby i dyskoteki, pelno lokalnych, zadnych turystow. Przyjemny spacer, przyjemne centrum miasta, ale nic specjalnego. Nastepnego dnia rano jedziemy na dworzec, postanowilismy ze wybierzemy lepszy autobus niz ostatnio, nic ciekawego nie znalezlismy, wybralismy ta sama firme, znowu 22 PLN. Trafila mi sie miejscowka numer 3, w pierwszym rzedzie, zaraz obok kierowcy i troche za nim, jak w cos uderzymy, to lece pierwszy przez przednia szybe. Kierowca wariat, z takim idiota jeszcze w zyciu nie jechalem, przez gory na serpentynach nad przepasciami wyprzedzal na trzeciego, scinal zakrety zza ktorych nic nie widzial i jechal prawie nie uzywajac hamulcow, ludzie stali miedzy rzedami, latali po autobusie jak worki z ziemniakami, kilka osob wymiotowalo... Zastanawialem sie czy nie wysiasc, juz dosc mialem negatywnych wrazen w tym tygodniu, no ale zostalismy... Nie rozbilismy sie, ale kila sytuacji bylo bardzo groznych i nieprzyjemnych. Okazalo sie ze autobus nie jedzie do Quito, mimo, ze tak bylo napisane na naszym bilecie. Zatrzymal sie w Riobamba. Tam kierowca kupil nam bilet na autobus w innej firmie, wreczyl go z usmiechem i podziekowal za podroz. Ide do lazienki, zalatwiam swoja pierwsza potrzebe, a tu gruby niewysoki pan stojacy przy pisuarze obok wychyla sie do mnie, zaglada i pyta "Czy moge Cie dotknac?"! No nie, tego juz za wiele! Niech ten tydzien sie skonczy!!! Nie zgodzilem sie, zeby nie bylo, po umyciu rak czym predzej upuscilem toalete. OK, moze to gowno po prostu siedzi w mojej glowie, moze ja przyciagam te nieszczescia?! Trzeba zmienic podejscie, ostatnie wydarzenie potraktuje po prostu jako komplement! ;) Nastepny autobus byl juz bardziej wygodny, nie zatrzymywal sie wszedzie, a kierowca jechal spokojnie. Do Quito dojechalismy po 22-iej. Dworzec, jedzenie, dobre tym razem (ryz, frytki, schabowy, 9 PLN). Licze kase, zostalo 21 PLN (7USD). Wybralismy hostel w centrum, idziemy na postoj dla taksowek, mowia, ze do centrum za 24 PLN (8 USD). Nikt nie chce jechac za 21... Idziemy do ostatniej taksowki, moze ten sie zgodzi, po drodze ktos nas zaczepia, mowi, ze pojedzie za 21. Oceniamy jegomoscia, nieduzy, chyba niegrozny, OK, jedziemy. Dojechalismy. Hostel Grinn House, taksowkarz mowi, ze ulica obok jest bardzo niebezpieczna i zeby tam nie chodzic. Hostel rowniez za 21 PLN, zaplacimy jutro, nie ma dwojek, ladujemy w pokoju 8-osobowym, ale pustym. Cisza, spokoj, czysta lazienka, pachnaca posciel, przyjemny chlodek (Quito lezy na 2800 metrow), gruba ciepla koldra. Mimo tego, a moze wlasnie przez cala ta meczaca podroz (33h w ciagu ostatnich 3 dni w autobusach od Limy) i nagromadzenie negatywnych emocji z calego tygodnia, nie moglem spac. A moze to przez Lariam...?


Pozostala do opisania jedna zalegla rzecz. CEREMONIA AYAHUASCA. Siedze sobie wlasnie od 4h w kawiarence internetowej w Quito i opisuje Wam co sie ostatnio wydarzylo, na zawnatrz przyjemnie swieci slonce, moglbym isc na zewnatrz, wypic piwo, zrelaksowac sie i spedzic jakos milo czas. Ale opisze Wam TO, chociaz to nie bedzie przyjemne, ani dla mnie ani dla Was...

Wrocmy na chwile do dzungli. Znowu jest goraco, wilgotno, tna komary...
Bylem pelen nadziei, chociaz tez pelen watpliwosci co do skutkow jaki ta ceremonia na mnie wywrze. Mialy byc piekne wizje. Wierzylem w to, bylem gotowy. Rafael przedstawil mi szamana, ktory specjalnie dla mnie przyjechal tego dnia do naszej lodge´y. Byl to starszy indianin, o bardzo sympatycznym usmiechu, choc bez kilku zebow. Ubrany zupelnie zwyczajnie, ale, moze po tym jak juz wiedzialem ze jest szamanem, wydawalo sie, ze bije od niego taka jakas dobroc, pomyslalem ze moze ma jakas moc... Tego dnia w lodge´y byla awaria kanalizacji, ujawnila sie wieczorem, wiec remont odbywal sie w ciemnosciach, znaczy sie przy sztucznym swietle i glosnych terkoczacych dzwiekach wydawanych przez generator pradu. Ceremonia miala rozpoczac sie zaraz po kolacji, ktorej ja i tak nie jadlem, ze wzgledu na ewentualne skutki uboczne ceremonii w postaci wymiotow. Remont trwal dlugo, do 2 godzin po kolacji, siedzielismy sobie w tym czasie z szamanem w ciszy w stolowce, on patrzyl w pustke, ja obserwowalem jego i oswojona tarantule Rafaela, ktora powoli chodzila sobie po scianie. Odganialem komary. I tak trwalo to dwie godziny, zanim wylaczono glosne generatory i zgaszono swiatla. W miedzyczasie oczy zaczely mi sie zamykac, bylem zmeczony, pozostali w wiekszosci poszli juz spac. Usiedlismy z szamenem naprzeciw siebie, na podlodze szalasu, lekko na uboczu. Szaman prygotowal siebie i rekwizyty - polozyl obok mnie plastikowa miske, ubral kolorowy pioropusz, umalowal twarz. Na ziemi rozlozyl 3 butelki z roznymi plynami, trzcinowe paleczki-grzechotki, mala miseczke, kaganek, woreczek z papierosami i zapalki. Z zaciekawieniem przygladalem sie temu co robi i zaczalem sie zastanawiac co ja tutaj robie. Bylem zmeczony, siedzialem na podlodze, gryzly mnie komary, pomyslalem przez chwile, ze wolalbym lezec juz pod swoja moskitiera w bezpiecznej pozycji embrionalnej... No, ale skoro juz tu jestem, skoro tyle na to czekalem, zaplacilem za to, szaman specjalnie przyjechal, to juz to zrobmy. A skoro to robimy, to musze zmienic nastawienie, musze chciec, zeby to sie udalo i musze sie skoncentrowac. Tak tez zrobilem. Odganiajac komary i starajac sie zapomniec o pajakach na scianach i suficie, w skupieniu obserwowalem przygotowania szamana do ceremonii. Udzielil mi krotkich instrukcji - mam siedziec, byc spokojnym, skoncentrowanym, i bedzie OK. Nic nie musze robic. Wiec siedzielismy obaj po turecku, w ciemnosciach, tylko przy zapalonym kaganku, ktory oswietlal waski krag wokol nas. Szaman rozpoczal ceremonie, zaczal cos szeptac, ku mojemu zaskoczeniu uslyszalem kilka slow z modlitw chrzescijanskich: Santa Maria, Alleluja, Amen. Po chwili zaczal spiewac, bardzo rytmiczne, powtarzajace sie sylaby. Co jakis czas odrobine glosniej, zaraz ciszej, caly czas polszeptem. Pomyslalem, ze facet zaczyna robic naprawde fajny klimat! Kilka razy potrzasnal trzcinowymi paleczkami dodajac do slow grzechoczacy dzwiek. Po tym wstepie zapalil papierosa. Poczestowal mnie, zapytalem co to, mowi, ze zwykla tabaka. Nie pale papierosow, ale zapalilem z nim. Nic szczegolnego, ale chyba byly dosc mocne. Nie zaciagalem sie, dymu uzywalem raczej do odganiania komarow, tak jak szaman, dzialalo. Pozniej jeszcze chwila zawodzenia i spiewow i szaman siegnal po butelki lezace przed nim. Bylem ciekaw, co bedzie dalej. W jednej z butelek byl jakis mocny jakby mietowy plyn. Szaman nasmarowal mi nim dlonie, czubek glowy i kark, dzialalo bardzo odswiezajaco. Z drugiej butelki nalal do miseczki obrzydliwie wygladajacy brazowy, oleisty plyn, okolo 100ml. Kazal mi to wypic. Chwila zastanowienia. No, ale po to tu przeciez jestem, tysiace ludzi robily to przede mna... Amerykanin, ktory przeszedl ceremonie dzien wczesniej mowil mi o tym plynie, ze niedobry, ale na raz da sie wypic cala miseczke i jest OK. Wypilem calosc na raz, przechylajac miseczke do konca. Czulem jak oleista maz powoli wlewala sie przez moje gardlo do zoladka. Niedobre. "Nie zwymiotowalem, dobrze!" - pomyslalem. Szaman nalal sobie pelna miseczke i rownie szybko wypil. Lekko sie bujal i obserwowal mnie. Po chwili zaczal dalej spiewac, bardzo rytmicznie, bardzo rowno, do tego od czasu do czasu dodawal paleczki-grzechotki i wtracal w spiew slowa "con-cen-tra-do" i "tran-qui-lo", skoncentruj sie i spokojnie. Pomyslalem, ze troche smieszna i glupia sytuacja. Siedzimy sobie tu razem, ja na niego patrze, on teraz z zamknietymi oczami cos spiewa i macha paleczkami z trzciny, mimo takich mysli probowalem sie skoncentrowac. Siedzialem po turecku, rece na zmiane trzymalem oparte na kolanach lub z tylu oparte o podloge opierajac obolale plecy na ramionach. Szaman zdmuchnal kaganek. Zrobilo sie absolutnie ciemno, wszyscy spali na pewno, zadnych swiatel, zadnych dzwiekow. Tylko spiew szamana, grzechotki i odglosy dzungli zza sciany - cykady... Jak swiatlo zgaslo znowu zrobilem sie zmeczony, ale staralem sie skoncentrowac, po ciemku bylo o wiele latwiej. Cykady, spiew, grzechotka, ciemnosc, koncentracja, koncentracja, koncentracja... Pierwsza zapadla sie podloga! Rece, ktore mialem oparte z tylu o podloge nagle stracily oparcie, deski odsunely sie, poczulem sie jakbym byl na tratwie, ktora buja sie na falach. Bardzo przyjemnie - pomyslalem! Jednak to dziala! Zaczalem kiwac sie lekko z falami i oczekiwac na dalsze efekty. Koncentracja! Koncentracja! Spiew, grzechotki i cykady! Trawalo to kolejne kilkanascie minut. Rytmiczny powtarzajacy sie spiew zrobil sie malo przyjemny i meczacy, stwierdzilem, ze musze przestac o tym myslec, skoncentrowac sie, wejsc glebiej w trans w ktory powoli wpadalem. Przeciez szaman mi kazal, powtarzal "con-cen-tra-do, con-cen-tra-do, con-cen-tra-do"! Szaman palil papierosa, jego czerwona, swiecaca koncowka w absolutnej ciemnosci zataczal kregi, rysowala wzory. Poczatkowo byl to poruszajacy sie punkt, po jakims czasie za punktem zostawaly smugi, pozniej dlugie linie i abstrakcyjne wzory. Koncentrowalem sie, chcialem wejsc w to glebiej, poczuc to co czuli wszyscy przede mna, ktorzy to robili. Wyobrazilem sobie dzungle, jaguara, kondora. Staralem sie na sile przywolac wizje o ktorych slyszalem, nie wychodzilo mi. Koncentrowalem sie dalej. Wtedy zwymiotowalem po raz pierwszy. Zaraz pozniej drugi i trzeci. Na szczescie miska byla blisko. Szaman mowi, ze to ok, ze to normalne, ze mam sie skoncentrowac, to ja dalej probuje. Nagle poczulem sie zupelnie odprezony i zrelaksowany, bylo wspaniale. Dalej plywalem na tratwie, unosilem sie w powietrzu i lecialem. Pode mna dzungla. Bylo cudownie. Znowu zwymiotowalem. I znowu! Troche za duzo! Nie chce juz wchodzci w to glebiej, tak jest dobrze, nie chce dalej. Czulem jednak, ze wchodze w trans coraz glebiej wbrew wlasnej woli, zaczalem z tym walczyc, niepotrzebnie, zapadalem sie coraz bardziej... Nie moge walczyc, tak bedzie gorzej, skoncentruj sie, skoncetruj sie... Dlugie czerwone linie rysowane przez szamana zatoczyly krag, dym pochlanial mnie, okrag zaczynal mnie wciagac, przelecialem przez niego... Lecialem nad dzungla, poczatkowo zrelaksowany. Po chwili zrobilo sie ciemniej, polmrok. Dzungla zrobila sie ciemna, mroczna i zla. Ogarnelo mnie poczucie leku... Szaman nadal rysowal abstrakcyjne wzory koncowka papierosa, wzory zaczely rozmywac sie w powietrzu i kiwac na boki, rozciagac i zwezac. Szaman zaciagnal sie papierosem, rozrzarzona koncowka oswietlila jego twarz. Twarz szamana byla zla, spogladal na mnie pustymi slepiami, wyszczerzyl kly! Zwymiotowalem znowu. I znowu. "Con-cen-tra-do,con-cen-tra-do,con-cen-tra-do" Zaczalem dostrzegac wzory w rysunkach tworzonych przez szamana - byly to indianskie maski, wzory, rzezby, widok ruin indianskich miast, Machu Picchu noca, ciemne i mroczne, rozciagnelo sie i skurczylo razem z dymem, potem zapadlo w ciemnosc... Ktos wszedl do pomieszczenia w ktorym siedzielismy i latarka zaczal swiecic na mnie i na szmanana, pozniej w strone butli z woda, ktora stala w rogu. Szaman zaczal krzyczec na ta osobe, chyba ze ma wyjsc, albo ze ma zgasic swiatlo. Kazdy oswietlony przez latarke ksztalt rozplywal sie w powietrzu, rozmawyzwal i zmienial, zawsze w cos mrocznego, zlego i brzydkiego. Zmysly zaczely szalec. Nie wiedzialem co sie dzieje. Zgas ta latarke czlowieku, bo zwariuje. Po chwili ten ktos wyszedl, zrobilo sie ciemno. W glowie pulsowalo mi podwyzszone cisnienie, czulem kazda zylke w czaszce, na szyi, na rekach. Zaczely cierpnac mi nogi, od 2 godzin siedzialem w niezmienionej pozycji. Papieros szamana rysowal kolejne wzory, kazdy kolejny byl bardziej zly, kazdy bardziej mroczny, kazdy bardziej rzeczywisty. Ja juz nie chce wiecej, niech to sie skonczy, to nieprzyjemne! Nie moglem wykrztusic z siebie slowa, bylem jak sparalizowany. Kobieta cala owinieta w biale szaty weszla do pomieszczenia w ktorym bylismy, szla tylem do mnie, odwrocila sia, na rekach miala zawiniatko. A w nim dziecko. Dziecko mialo cala twarz we wrzodach, dziwnie powykrecana, spojrzalo na mnie swoimi przerazajaco-pustymi oczodolami i usmiechnelo sie szablastymi dlugimi zebami. Postac zniknela i rozplynela sie w przestrzeni pozostawiajac bialy duszacy dym. Upadlem na plecy i uderzylem glowa w podloge. Na szczescie nie mocno. Na lezaco bylo mi lzej, mniej zlych wizji. Szaman kazal mi sie podniesc, powiedzial ze nie moge lezec. Usiadlem wiec. "Finito, finito, por favor" wykrztusilem z siebie. Szaman powiedzial ze jeszcze nie, ze jeszcze nie moze i kontynuowal swoje dzielo... Coraz glosniej spiewal, chwycil moja twarz jedna dlonia i druga zaczal uderzac mnie w czubek glowy i ramiona trzcinowymi paleczkami, co tylko poglebialo trans. Pojawialy sie kolejne wizje, wszystkie zle, nie bede ich juz opisywal, na szczescie wiem, ze wielu z nich juz nie pamietam. Czekalem, az to sie skonczy, robilem wszystko, zeby sie juz nie koncentrowac, ale nie mialem sil zeby nic zrobic, nie moglem sie ruszac, nie moglem mowic, trudno mi sie oddychalo, nie moglem zaczerpnac tchu, mialem kolejne odruchy wymiotne. Trwalo to jeszcze przynajmniej z pol godziny, zanim szaman zaczal zwalniac rytm.
///Teraz jak to pisze, tez zrobilo mi sie niedobrze, ale sprobuje ten opis dokonczyc, jak najszybciej...
Pozniej podsunal mi pod nos palec, cos na nim bylo, kazal mi gleboko odychac, wciagnalem to co tam bylo, spodziewajac sie soli trzezwiacych albo czegos podobnego, ale nic nie poczulem. Nie wiedzialem czy mam mu mowic zeby dal mi jeszcze, nie wiedzialem co ma sie wydarzyc. Szaman caly czas spiewal i palil. Caly czas widzialem wzory, caly czas zapadalem sie w czerwony tunel rysowany przez papierosa i dym. Szaman odgarnal mi koszule od ciala, intensywnymi kroplami mietowymi skropil mi klatke piersiowa, pozniej czubek glowy, pozniej kark. Zaczelo mi sie lepiej oddychac. Spiewal dalej jeszcze wolniej, powoli wychodzilem z transu. Nagle przestal. Powiedzial, ze skonczyl. Ja nie czulem ze juz skonczylismy, nadal widzialem wzory, nadal krecilo mi sie w glowie, podloga nadal falowala. Okazalo sie ze w pomieszczeniu jest tez Rafael, powiedzial ze odprowadzi mnie do pokoju, sprobowalem wstac, przewrocilem sie na plecy. Rafael sprobowal mnie podniesc - zostaw mnie, daj mi chwile!! Lezalem 15 minut, wszystko wokol wirowalo, zapalili kaganek, wiec widzialem co sie dzieje naokolo, ale nie moglem sie ruszyc. Po kilkunastu minutach usiadlem, probowalem rozruszac nogi, nie mialem w nich prawie czucia. Zwymiotowalem znowu. Poczulem sie lepiej. Idziemy. Nie moglem wstac, Rafael mnie podniosl, oparty o jego ramie powoli stawialem kolejne kroki, lecielismy na lewo i prawo, w ogole nie trzymalem rownowagi, a bylem ciezszy od niego. Do pokoju mielismy 15 metrow, po drodze znowu zwymiotowalem. Obudzilem wszystkich przestawiajac meble i kopiac plecak w pokoju, Rafeal polozyl mnie na lozku, wsunalem sie pod moskitiere. Jestem bezpieczny, juz bedzie dobrze, tylko musze usnac! Lezalem na wznak. Moskitiera zmienila sie w biala trumne, lezalem we wlasnym grobie. Wychylilem sie za moskitiere zeby znowu zwymiotowac, udalo mi sie na szczescie nie trafic do butow. Jarek zapytal - jak bylo? Jutro, koszmar, jutro Ci powiem! Polozylem sie z powrotem, po kilkunastu minutach usnalem...

Obudzilem sie o swicie, po zaledwie kilku godzinach snu. Nie czulem juz nic, czulem sie zupelnie normalnie, poza tym ze nie czulem sie komfortowo z tym ze wymiotowalem w pokoju i wszystkich pobudzilem. Bylem zmeczony, tak normalnie, z niewyspania. Stwierdzilem, ze sniadania lepiej jesc nie bede, z reszta chcialem uniknac ludzi, ktorzy tam byli, a wiedzialem ze beda mnie o wszystko wypytywac. Usnalem, wstalem po 13-tej, opowiedzialem polskiemu towarzystwu skrocona wersje tego co przezylem (tu macie znacznie szersza wersje), namawiajac Jarka, zeby jednak z tego zrezygnowal. Namawiac wlasciwie nie musialem. Poszedlem na obiad, byl pyszny, ryz z kurczakiem, zagraniczne towarzystwo pytalo mnie jak bylo, ale zbylem to odpowiedzia, ze raczej nie chca, zebym im to przy obiedzie opowiadal, nikt drugi raz nie zapytal. Zaraz pozniej przyplynela po nas mala lodka peke-peke i dokonalismy ekspresowej ewakuacji z dzungli do Iquitos, a pozniej tego dnia na samolot do Limy. To nie byl dobry dzien. Tego dnia i przez kolejne dwa dni mialem problemy z oddychaniem, innych skutkow ceremonii nie bylo. Rzadko czegos w zyciu zaluje, ale tego zaluje, chociaz pewnie jakbym tego nie zrobil i nie wiedzial, ze moze byc tez nieprzyjemnie to zalowalbym niewykorzystanej okazji na spotkanie z szamanem. Nie wiem czemu w moim przypadku tak sie ta ceremonia potoczyla - moze bylem zbyt zmeczony, moze szaman cos zle zrobil, moze to komarzy jad i alergia na niego, moze Lariam, a moze to cos we mnie spowodowalo wszystkie te negatywne i zle odczucia. A moze to przypadek, statystyka i bylem ta szansa jedna na sto, na tysiac, czy tez na milion, ze cos potoczy sie zle... Szamana juz wiecej nie widzialem.


Lariam... dlugo zastanawialem sie czy wziac kolejna dawke, halucynacje wywolane byly nie przez Lariam a przez szamana i Ayahuasce, zastanawialem sie czy uczucie dusznosci w plucach to nie skutek uboczny Lariamu, wzialem ulotke - wymieniaja to na pierwszym miejscu. Ale mialem to dopiero po 5 dniach od pierwszej tabletki, zaraz po ceremonii, wiec mam nadzieje ze to nie Lariam, mam nadzieje, ze to bylo przez Ayahuasce. Uczucie dusznosci minelo dnia 7-mego po pierwszej tabletce, w dniu kiedy mialem wziac kolejna. Nie wzialem. Dzien pozniej czulem sie zupelnie dobrze. Dalej swedza mnie bable po komarach, dalej czuje jad w kosciach, po drodze pytalem o statystyki zachorowan na malarie w Iquitos - srednio 20 dziennie. Jesli w Przypadku Ayahuasci bylem przypadkiem jednym na milion, lepiej nie bede ryzykowal. Przedwczoraj lyknelismy z Grzechem kolejna dawne Lariamu. Jest OK. Poprzedni tydzien sie skonczyl, zamknelismy ten rozdzial. Bedzie dobrze.

Jestesmy w Ekwadorze, zrobilismy bilans czasu jaki nam pozostal na tym kontynencie. Zweryfikowalismy plany. Dzis planujemy kupic bilety lotnicze do Polski, powinnismy byc w kraju 18 kwietnia.

Co do planow tutaj, rozmawialismy z wieloma ludzmi, pewnie juz przekroczylo to setke - nikt z nich nie byl w Wenezueli, wiekszosc z powodow bezpieczenstwa. Slyszelismy duzo historii o ludziach, ktorych tam napadli, o korupcji, zlych ludziach itp. Wielu ze spotkanych turystow bylo za to w Kolumbii, kazdy chwali, jak tam pieknie, ze nie jest niebezpiecznie i ze ludzie dobrzy. Nasi przyjaciele, poznani w trasie bloggerzy tez byli w Kolumbii, tez sobie chwala. Znowu krotka narada bojowa i szybka decyzja - nie jedziemy do Wenezueli, jedziemy do Kolumbii! Z Ekwadoru zrobimy jakis program minimum, jesli w ogole. Zanim jednak pojedziemy do Kolumbii, chcemy jakies zwierzaki zobaczyc, wiec jedziemy na Wyspy Galapagos, lecimy w srode! Nie wiem czy sa tam delfiny, na pewno mozna nurkowac z rekinami, podobno tamtejsze nie atakuja ludzi, mam nadzieje ze nie beda tam mialy rekinich gosci z zewnatrz. Chociaz szanse jeden na milion zdarzaja sie podobno w dziewieciu przypadkach na dziesiec! ;)

W kazdym razie nastroje po ostatnim tygodniu mamy juz dobre, jestesmy w Ekwadorze, tu jakos jest bardziej cywilizowanie niz w Peru i Boliwii, przynajmniej w dwoch najwiekszych miastach, ktore dotad widzielismy. Z informacji praktycznych - w Ekwadorze placi sie amerykanskimi dolarami, wiecej ludzi (przynajmniej na razie) mowi po angielsku, maja lepsze drogi, jedzenie jest tansze niz w Peru, a odleglosci mniejsze. No, ale niestety nie dzialaja komorki, wiec jedyny kontakt z nami pozostaje mailowy i poprzez komentarze na blogu, do czego zachecam.

to pa


A, no i jeszcze kilka fotek z dzungli...

Port w Naucie





Typowa amazonska barka



Duza lodka peke-peke



"Port" w wiosce indianskiej



Moises



Mala peke-peke



Wieziemy ekwipunek na wyprawe



W dzungli







Aligatory



Rafael



I jego asystent, spija wode pitna z liany



Niebezpieczne drzewa



Nasza rzeka - Yalapa



















Dziekie hordy komarow







Plyniemy do wioski indianskiej





















W lodge´y





50 komentarzy:

  1. Nie turbuj się emo ;) Po prostu złego tripa złapałeś. Się zdarza. Dragi halucynogenne się bierze będąc wypoczętym, a nie jak Ci się nagromadzą złe fluidy ;) Następnym razem zobaczysz zieloną dżunglę i papugi (w grobie ;))))) Nie masz przypadkiem zdjęcia swojej miny po powrocie od szamana? Pozdro i trzymajcie się. Na pocieszenie dodam, że na Twoją cześć nadali nazwę miejscowości Emów pod Wawą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Bardzo cieszymy sie, ze mimo nieprzyjemnych wydarzen w ostatnim tygodniu jestescie cali i zdrowi.Wyglda na to, ze peruwianska czesc dzungli jest jeszcze bardziej uciazliwa od tej boliwijskiej.Opis bardzo pobudzajacy wyobraznie, powiem szczerze, ze nasza 6 dniowa meczaca toaletowa klatwa Inkow w Cusco przez ktora nie zwiedzilismy tam nic to przy Waszych wydarzeniach naprawde pikus ;) Trzymajcie sie cieplo -napstrykajcie fotki zolwi w Galapagos -zabawcie sie dobrze w Kolumbii i do zobaczyska w Bydzi

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Przemo!

    Powinienes zaczac ksiazki pisac :)

    Niezly tydzien miales, czasem to tak jest ze sie kilka dni bardzo negatywnych jeden po drugim zbierze. A sam opis dzungli ktory sporzadziles to calkiem odpowiada naszym wspomnieniom z Rurre (np te aktywnosci to identyczne jak na pampie). Tyle ze my mielismy super przewodnika w dzungli, wiec to robi duza roznice.

    Przeleciales dosyc szybko z Limy do Quito, nie zobaczysz troche ciekawych miejsc, za to te wyspy Galapagos! Czekamy na relacje! No i wyglda na to ze bedziecie mieli z 3-4 tygodnie na Kolumbie, to juz cos. Jakie bilety kupiliscie do Polski?

    Pozdrowienia z Salty!

    OdpowiedzUsuń
  4. W tajskiej dżungli też nie było zwierząt!Jechaliśmy na słoniach jakieś 3 godziny, niby dzicz, a cisza jak w szczerym polu...nawet cykad, ptaków, nic...mnie najbardziej zainteresowały mrówki!Myślisz że sobie wkręciły żeby przenieść wszystkie liście z jednego na drugie?
    Cieszę się że żyjesz!Za jakiś czas wspominać będziesz pozytywnie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. No! W koncu ludzie zaczeli glosno mowic, ze dzungla jest przereklamowana, ale ktos musial pierwszy zaczac, padlo na mnie ;)
    A co do doswiadczen z szamanem, to tak jak Klaudiusz pisze - pewnie rzeczywiscie jakbym byl wypoczety byloby zupelnie inaczej... Doswiadczenie bylo bardzo nieprzyjemne, ale tez bardzo pouczajace - don`t do drugs!

    @Michal: Galapagos juz w wiekszosci za nami, ale nie mam jak zdjec wgrac, bo zbyt wolny net tu jest. Co do powrotu, to Z Bogoty lecimy liniami kolumbijskimi Avianca do Barcelony, tam transfer do Girony, nocleg na lotnisku i dalej RyanAirem do Poznania - razem za ok. 2500 PLN.
    @Ola: milo, ze jednak zaczelas to czytac! ;)

    Pzdr,
    Przemek

    OdpowiedzUsuń
  6. How can i get my Wordpress blogs to get views in the days
    after I first post them?

    My web page - carmela
    Feel free to surf my webpage www.transvaginalmeshlawsuit.designsbydel.com

    OdpowiedzUsuń
  7. In the 1,645 cases, cold hard cash was taken in
    1,527 93 percent of them. The total amount
    taken was valued at more than $15.4 million dollars. Sony Ericsson
    Xperia Pro Mk 16i A Professional Phone http://www.
    kokchapress.net/link/2219 To further this astonishment, consider the following
    statistics. Back in the year 2000, the population
    of New Jersey was 8,414,350. This means that in the
    year 2000, 33 percent of the population of New Jersey was subscribing to cellular phone services.
    On the other hand, in 2006, the population of New Jersey was 8,724,560.
    This means that in 2006, a whopping 93 percent of the population of New Jersey was now subscribing to cellular phone services.
    Cell phone chats--in the Australian Outback?
    My homepage - cell phone number lookup

    OdpowiedzUsuń
  8. Hey! I know this is somewhat off-topic however I needed to ask.
    Does building a well-established blog such as yours take a massive amount work?
    I am completely new to operating a blog however I do write in my
    journal daily. I'd like to start a blog so I will be able to share my experience and thoughts online. Please let me know if you have any kind of suggestions or tips for new aspiring blog owners. Thankyou!

    Also visit my website ... Maladiere
    Also visit my homepage - Maladiere

    OdpowiedzUsuń
  9. I open after that it something arises saying:.. Firefox has stopped working.
    . Windows can check online for a treatment for the problem.
    .. So can anyone help to fix it?.

    Here is my site; transvaginal mesh lawsuit
    My website ; vaginal mesh lawsuit

    OdpowiedzUsuń
  10. Link exchange is nothing else except it is just placing the other person's webpage link on your page at suitable place and other person will also do similar for you.

    Also visit my weblog ... Photographers.Ie
    Here is my weblog : dental insurance plans

    OdpowiedzUsuń
  11. Allow your rhinestone phone to dry for at least 24 hours before using it.
    I know, it's hard to not touch your rhinestone cell phone for so long, but the results will be worth it! The trial is expected to last three weeks. http://tinyurl.com/bx5hgfb In order to get as many kids to think about their security habits as possible, teachers are encouraged to sign up their classes. Once each student completes the course on their island, students can take an exam that will be electronically graded by the FBI scary!. A Quick Look At How The FBI Turns Insider Traders Into Informants
    Here is my homepage : tinyurl.com

    OdpowiedzUsuń
  12. I'm trying to find blogs which have excellent suggestions about what's in
    fashion and the particular best makeup is..

    Feel free to surf to my webpage - o
    My website ; transvaginalmeshlawsuit.designsbydel.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Great blog! Is your theme custom made or did you download it from somewhere?
    A design like yours with a few simple adjustements would
    really make my blog shine. Please let me know where you got your design.
    Kudos

    my weblog ... http://thetruthaboutsteroids.com/truth-about-Steroids/profile.php?id=20528
    Stop by my blog - cheap dental plans

    OdpowiedzUsuń
  14. I am sure this piece of writing has touched all the internet users,
    its really really nice paragraph on building up new weblog.



    my web blog; American Health Advantage Scam
    Feel free to surf my weblog :: American Health Advantage Review

    OdpowiedzUsuń
  15. Great delivery. Outstanding arguments. Keep up the amazing work.
    my web page > senseo pas cher

    OdpowiedzUsuń
  16. Great beat ! I would like to apprentice while
    you amend your website, how could i subscribe for a blog website?
    The account aided me a acceptable deal. I had been a little bit acquainted of this your
    broadcast provided bright clear idea

    Review my site :: rootcanal100.com
    Here is my web blog root canal symptoms

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow, that's what I was looking for, what a stuff! existing here at this weblog, thanks admin of this web page.

    Stop by my web blog tloag.com
    Review my web blog - dental plans

    OdpowiedzUsuń
  18. Spot on with this write-up, I seriously think this web site needs much
    more attention. I'll probably be returning to read more, thanks for the advice!

    my web page dental plans
    My page - dental plans

    OdpowiedzUsuń
  19. Aw, this was a very nice post. Finding the time and actual effort to generate a really good article…
    but what can I say… I put things off a whole lot
    and never seem to get nearly anything done.


    My website ... jobvargas.com
    Here is my webpage PBA

    OdpowiedzUsuń
  20. Heya i'm for the primary time here. I came across this board and I find It truly helpful & it helped me out a lot. I am hoping to give something again and help others such as you aided me.

    Check out my site; http://www.lesandlynnessocialsite.Com/blogs/User/StaciHerri
    Stop by my blog post :: discount dental plans

    OdpowiedzUsuń
  21. Basically, I want it to be for the main page where all of my posts go but then I additionally want to be capable of wear it a separate page of
    my blog focused on only that subject. Hopefully this is
    sensible!.

    my blog post - buy magic submitter

    OdpowiedzUsuń
  22. Hey,.. My site happened a while ago now, i just need to know how you can upload my backup file back onto
    the website, is it on the dashboard in wordpress or on cpanel or something?

    .. Thanks..

    My weblog: http://mymed2.sophia.inria.fr/wiki/SabineMar

    OdpowiedzUsuń
  23. Hey I know this is off topic but I was wondering if you knew of any widgets I could add to my blog
    that automatically tweet my newest twitter updates.

    I've been looking for a plug-in like this for quite some time and was hoping maybe you would have some experience with something like this. Please let me know if you run into anything. I truly enjoy reading your blog and I look forward to your new updates.

    My page ... Http://monrezo360.com/index.php?do=/blog/38774/yeast-infection-in-males-far-more-common-than-realised/

    OdpowiedzUsuń
  24. Wow! This blog looks exactly like my old one!
    It's on a entirely different subject but it has pretty much the same page layout and design. Great choice of colors!

    my blog: http://pwnscapev1.punbb-hosting.com/profile.php?id=6033
    my website :: Zombie.Lt

    OdpowiedzUsuń
  25. After I initially commented I appear to have clicked
    on the -Notify me when new comments are added- checkbox and from now on each time a comment is added I
    get four emails with the same comment. Perhaps there is a
    means you can remove me from that service? Many thanks!


    Look at my web page jiujitsumatch.com

    OdpowiedzUsuń
  26. I am really loving the theme/design of your weblog.
    Do you ever run into any browser compatibility issues?
    A number of my blog audience have complained about my website
    not working correctly in Explorer but looks great in Safari.
    Do you have any tips to help fix this problem?


    Feel free to visit my web page :: nuwiki.net

    OdpowiedzUsuń
  27. You actually make it seem so easy with your presentation but I find this matter to
    be really something which I think I would never understand.
    It seems too complicated and extremely broad for me. I am
    looking forward for your next post, I'll try to get the hang of it!

    Feel free to visit my blog post; user-dirs.freedesktop.org

    OdpowiedzUsuń
  28. I know this if off topic but I'm looking into starting my own blog and was curious what all is required to get set up? I'm assuming having a blog like yours would
    cost a pretty penny? I'm not very internet smart so I'm
    not 100% sure. Any tips or advice would be greatly appreciated. Cheers

    Feel free to surf to my blog ... http://www.arabic-media.de/index.php?Do=/profile-68817/info/

    OdpowiedzUsuń
  29. I just like the helpful information you provide in your articles.

    I'll bookmark your blog and check again right here regularly. I am relatively certain I'll
    be told lots of new stuff right right here! Best
    of luck for the following!

    Feel free to visit my web-site; http://www.paltwitter.com/

    OdpowiedzUsuń
  30. I just installed a brand new itunes on a different computer, and that i wish to manually sync some videos
    to my ipod. What I need to find out if if I plug my ipod
    in the computer(which is Filled up with my music) does it
    begin to synchronize immediately for the empty itunes list?
    I don't wish to loose my music on the website! How can i make sure that doesn't happen?
    .

    Take a look at my web page Redeango.Com

    OdpowiedzUsuń
  31. Hi Dear, are you truly visiting this web page regularly, if so after that you will without doubt
    get good know-how.

    Here is my webpage: backpacks for kindergarteners

    OdpowiedzUsuń
  32. Does your site have a contact page? I'm having a tough time locating it but, I'd like to send you an e-mail.
    I've got some creative ideas for your blog you might be interested in hearing. Either way, great blog and I look forward to seeing it develop over time.

    My page - plumber in north highlands

    OdpowiedzUsuń
  33. I am not sure where you are getting your info, but great topic.
    I needs to spend some time learning much more or understanding more.
    Thanks for great info I was looking for this info for my mission.


    My web blog - Don Torsten

    OdpowiedzUsuń
  34. Good site you've got here.. It's hard to find high-quality writing like yours these days.
    I seriously appreciate people like you!
    Take care!!

    Here is my website; safety carhartt

    OdpowiedzUsuń
  35. hi!,I really like your writing very a lot! proportion we
    keep up a correspondence more approximately your article on AOL?
    I need a specialist in this area to resolve my problem. Maybe that is you!
    Taking a look ahead to see you.

    Look into my blog Tawnya eddie

    OdpowiedzUsuń
  36. Howdy would you mind letting me know which hosting company you're utilizing? I've loaded your blog in 3 different web browsers and I must say this blog loads
    a lot quicker then most. Can you suggest a good internet hosting provider at a fair price?
    Thanks, I appreciate it!

    My blog post; diesel generators

    OdpowiedzUsuń
  37. Hi to every single one, it's in fact a good for me to visit this website, it consists of priceless Information.

    Feel free to visit my webpage; work on a cruise ship

    OdpowiedzUsuń
  38. I love looking through an article that can make men
    and women think. Also, many thanks for permitting me to comment!


    Feel free to surf to my website: Http://www.marknadsplatsen.se

    OdpowiedzUsuń
  39. Its not my first time to pay a visit this website, i
    am browsing this web site dailly and obtain fastidious facts
    from here everyday.

    my web-site ... Http://www.Historyhaven.Com/

    OdpowiedzUsuń
  40. Its not my first time to pay a visit this website, i am
    browsing this web site dailly and obtain fastidious facts from here everyday.


    Here is my web page Http://www.Historyhaven.Com/

    OdpowiedzUsuń
  41. Zach Honig and Edgar Alvarez contributed to this report from
    Nicosia, said the company had gone public. One such area is located
    at 3275 NW 24th Street Rd Miami, FL 33142. The additional cost of air transportation to Lukla makes the
    trekking a little more on paphos car hire insurance.


    my web-site - paphos car Hire Cyprus

    OdpowiedzUsuń
  42. ӏf you are religious oг аdmire a given faіth, you maу wаnt to get
    a сertain prayeг or scrіpture wгіting (perhaps in
    its originаl language) tattooeԁ someωhere оn your
    boԁy. Τhe websitе listed at the bοttοm of this аrticle explainѕ each
    zodiaс sign as well as other tattoo meanings. Take a loоk
    at a few tutorials that demοnstrate
    how tо uѕe some of these tools.

    Аlso visit mу websitе; skinhead tattoos

    OdpowiedzUsuń
  43. I'm finding them for my sister. I'm looking for probably the most recipes with pictures and
    also the ages of baby for that recipes. Blogs are usually where I would expect to find them.
    .

    Also visit my web site ... locatemodels.com

    OdpowiedzUsuń
  44. paphos car hire was not only Russia's largest destination of FDI but also its largest source. 9 trillion $2 5 trillion in debt and sluggish, bureaucracy-choked economy. At the first part you will see the turn off to the north. You may have to fill out forms or wait for processing when you arrive they organize to pick you up at the airport.

    Feel free to surf to my weblog - paphos-car-hire.com

    OdpowiedzUsuń
  45. Quality articles is the main to attract the people to visit
    the web page, that's what this web page is providing.

    Here is my page: klimatyzacji warszawa

    OdpowiedzUsuń
  46. Looking at this as an attempt to persuade
    doubters the conflict in Libya was not just a very, very similar phone remember, you're paying for. Generic Farmacia On Line is actually the bulk of research into female-rat sexual behaviour has focused on lordosis - that reflexive arching of the lower half, and a video of it in action. Call it whatever you like well, almost right on the phone have been restyled for Sense. Just keep this Generic farmacia on line Professional. Well, you never really kiss me enough. Olympus The horses that pull the Sun are fierce and wild.

    Review my web-site; continue reading this..

    OdpowiedzUsuń
  47. The Gold Coast still pulls in higher numbers of tourist due to it's large number of betrothed couples want to book it in advance, check the paphos car hire prices. Impress Your Clients Are you going somewhere on business? paphos car hire threatens to become a digital subscriber. Vehicles with tow-bars are always required and the national companies very rarely operate them. With the addition of one of America's
    largest wireless carriers? This weekend saw our final
    wedding of the 2013 season. The report also contained some
    worrying figures for some individual member states.

    OdpowiedzUsuń
  48. A little further south, Choirokoitia village is the focal point of
    Kato paphos car hire situated around the picturesque harbour with romantic cafes and tavernas for those
    who would like to use them. Get Comfort and ease with paphos
    car hire Madrid AirportThe one of the tourist season and accommodation will be priced to reflect this.
    You can even make your dream a reality by not spending too much money.


    Visit my web blog - http://einfachmedia.de/Whois/paphos-car-hire.com

    OdpowiedzUsuń
  49. The problem is that managing online content and marketing on platforms such as
    Yelp, Citysearch and the like is time consuming, and frankly, takes a knack for writing.
    Updating your website frequently helps build your visitor retention,
    page ranking, and revenue potential. While some have specialized focus on
    one aspect, others may provide an all embracing solution for
    your business.

    my site: cheap backlinks deals

    OdpowiedzUsuń
  50. Magnificent beat ! I would like to apprentice while you amend your website, how
    can i subscribe for a blog web site? The account helped me a acceptable deal.

    I had been tiny bit acquainted of this your broadcast provided bright clear concept

    My web page: voir video xxx

    OdpowiedzUsuń