wtorek, 30 marca 2010

Galapagos, rejs (1) - Baltra

Przegladalem sobie ostatnio napisane wczesniej przeze mnie teksty i musze stwierdzic, ze sa one okropnie chaotyczne... Czasem mieszam opisy przyrody z poradami praktycznymi, a czasem duze emocje z cenami zywnosci itp. To dlatego, ze jak siadam do kompa w kawiarence zeby opisac Wam co sie ostatnio dzialo, mam w glowie miliony mysli, pisze wszystko co mi slina na jezyk (na klawiature?;) przyniesie i tak to pozniej wychodzi, za co przepraszam. Powinienem to wszystko jakos bardziej strukturyzowac. No niestety, nie mamy tutaj netbooka, co jest najwiekszym bledem tego wyjazdu - duzo to nie wazy, a prad i internet przez WiFi sa tu powszechnie dostepne, byloby duzo wiecej czasu na przygotowanie zdjec i napisanie porzadnych tekstow i ich edycje. A w chwili obecnej - wszystkie teksty sa pisane na szybko, na zywca, czesto bez czasu nawet na ich zczytanie, nie mowiac o sensownej edycji... Musicie z tym jakos wytrzymac do konca, juz niestety niedlugo ;)


Wracajac do Galapagos...

Tak szybko kupowalismy rejs, ze nie wiedzielismy nawet jak nazywa sie nasz statek, jego zdjecia obejrzelismy w biurze podrozy w jakies 10 sekund, skupilismy sie na programie wycieczki... Dopiero po powrocie z Isabeli i po dotarciu na lotnisko, skad mielismy sie na niego dostac, dowiedzielismy sie, ze jacht nazywa sie "Aida Maria".

Na kazdym z rejsow po Galapagos polowa pierwszego dnia uplywa na zbieraniu pasazerow z przylatujacych do poludnia samolotow. My tez czekalismy na lotnisku, i czekalismy, i czekalismy... a oni nie przylecieli. Byla nas piatka, zamiast osob czternastu. Nasz przewodnik stwierdzil, ze skoro nie przylecieli, to ich strata i plyniemy, a oni jakos dolacza do nas, jesli pozniej dotra. Niemniej stracilismy kilka godzin i czas naszego pobytu na Baltrze byl przez to nieco ograniczony. Spozniona grupa doleciala pozniejszym samolotem, po 16-tej. Jak wchodzili na poklad robilo sie juz ciemno, wiec tego dnia nic juz nie zobaczyli. Okazalo sie, ze ich samolot, ktorym lecieli z Quito mial w czasie miedzyladowania w Guayaquil awarie, ktora wykryto tuz przed drugim startem. Musieli zmieniac samolot, byli wsciekli. Wg mnie to byl najszczesliwszy dzien reszty ich zycia...

Nasz jacht pozytywnie nas zaskoczyl. Okazalo sie Aida Maria jest luksusowym jachtem (wg klasyfikacji Galapagos - klasa srednia o nazwie turista), mimo, ze spodziewalismy sie raczej klasy ekonomicznej. W kazdym razie do obslugi 14-tu osob, ktore jachtem lacznie plynely bylo 6 osob zalogi (kapitan, drugi sternik, majtek, mechanik, kucharz i barman-kelner) oraz nasz przewodnik Ruben. Dostawalismy 3 posilki dziennie, pelna obsluga, jak w dobrej restauracji, czasem dodatkowo przekaski jak chipsy czy po plywaniu cieple ciasteczka. Jedzenie bardzo dobre, desery, owoce, woda, herbata, kawa. Piwo platne dodatkowo (3 USD za 350 ml), Coca-Coli nie bylo. Mielismy do dyspozycji malutka klimatyzowana kajute, z dwoma nawet sporymi jak na Ameryke Poludniowa lozkami ulozonymi pietrowo i mala lazienka z prysznicem. W pokoju bylo ciasno, ale spalo sie wygodnie. Jacht mial 2 poklady, gdzie mozna bylo spedzac czas za dnia czy tez wieczorem - jeden zadaszony, drugi w pelnym sloncu. Za jachtem ciagnieta byla mala motorowka, ktora splawialismy sie na wszystkie wyspy oraz z ktorej snorklowalismy (jest takie slowo?). Slowem - nieswiadomie podarowalismy sobie odrobine luksusu...

Aida Maria:
http://www.galapagosislands.com/mid-range-cruises/aida-maria/aidamaria-pictures.html

Nasza trasa (na ponizszej mapce z trasa rejsu narysowane sa 2 petle - poludniowa i polnocna, my zrobilismy tylko poludniowa czesc, polnoc wymagala rejsu 8 dniowego):
http://www.guidetogalapagos.com/aidamairamap2008.gif


Pierwszego dnia, na Baltrze spedzilismy tylko 2 godziny, tego dnia bylo pochmurnie, co chwile padal deszcz, wiec i zdjec duzo nie ma. Niemniej jest to najmniej ciekawa wyspa, sluzy ona w chwili obecnej za lotnisko, w czasie II Wojny Swiatowej byla tam amerykanska baza wojskowa. Zwiedzanie Baltry jest w programach wszelkich rejsow tylko i wylacznie po to, zeby czymkolwiek zapelnic niewielka ilosc czasu jaka pozostaje po odbiorze pasazerow z lotniska. Tak, czy tak podobalo nam sie bardzo! Ruben bardzo duzo opowiadal o historii wysp, o spotkanych zwierzetach i ich zwyczajach, a nawet o tym skad sie wzial piasek na plazy.


Pelikan w porcie, w czasie pierwszego wejscia na Aide Marie (tak, wiem, to zdjecie juz bylo, powtorze kilka z zajawki, zeby byly wlasciwie przyporzadkowane do wysp).



A wiec na skalach znowu siedzialy kraby...



...w jeziorze zaraz za wydma obok plazy przechadzaly sie (3) flamingi...



...na plazy lezaly pozostalosci zatopionej tu w czasie II wojny swiatowej barki.



Gdy zwiedzalismy plaze i jej okolice, nasz jacht czekal zakotwiczony 150 metrow od brzegu.



Plaza byla niesamowita!



Tam tez po raz pierwszy snorklingowalismy, ale o tym bedzie w osobnym rozdziale, jak juz zdobede podwodne zdjecia!

Pozniej na statek dotarla reszta pasazerow. Podrozowali z nami:
- Eryk i Emily - para Amerykanow z Waszyngtonu. Eryk pracuje w NASA i jest jednym z najmadrzejszych ludzi jakich znam. Duzo czasu spedzilismy analizujac mape nocnego nieba, dyskutujac o przeroznych kosmicznych tematach, o Einsteinie, o teorii wzglednosci, o tym jak zbudowac bombe atomowa i na wiele innych tematow. Nasze rozmowy w wiekszosci sprowadzaly sie do moich pytan i odpowiedzi Eryka ;)
- Angel, Aurora i Diana - 3 superfajne i ladne szwajcarskie dziewczyny, w naszym wieku. Po rejsie spotkalismy sie z nimi takze w Quito... Moze pojawia sie takze na ktorejs z imprez w Polsce
- Ernesto - szwajcarski hutnik, w naszym wieku. Przesympatyczny, bardzo imprezowy chlopak, od kilku miesiecy w podrozy po AmPd
- Alex - chlopak z Rosji, o ktorym za duzo nie wiem, w naszym wieku
- Jason i Victoria - para australijsko-brytyjska, takze w naszym wieku
- Matt i Liliana - para nauczycieli z Kolumbii, bardzo fajni i madrzy ludzie. Matt pracowal jako nauczyciel m.in. w ubogich krajach Afryki, Azji, teraz w prywatnej szkole w Bogocie. Liliana wyklada filozofie i nauki spoleczne na uniwersytecie. Spotkamy sie z nimi jeszcze jak dotrzemy do Bogoty.
- Vicky - starsza pani z Kanady
Krotko mowiac - trafilismy na rewelacyjna ekipe, i do poimprezowania, i do porozmawiania na powazniejsze tematy. Widzac inne grupy skladajace sie w duzej mierze ze starszych (i grubszych) amerykanskich turystow, bylismy naprawde zadowoleni!

Pierwszego wieczora okazalo sie, ze wlasciwie to nikt z obecnych do wilkow morskich nie nalezy, wiec wieczor zakonczyl sie szybko. Kolejne wieczory, juz po krotkiej aklimatyzacji na lodzi mijaly bardzo przyjemnie - zawsze przesiadywalismy na ktoryms z pokladow obserwujac niebo i horyzont lub ciagle latajace za jachtem ptaki (fregaty) i dyskutujac, czesto jeszcze dlugo po zapadnieciu zmroku... (czyli po 18-tej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz