...wobec czego dzieli nas w tej chwili Ocean Atlantycki, 4 godziny przesuniecia czasu, ok. 14.000 km i 40 stopni Celsjusza ;)
Siedze wlasnie w hostelu. Bardzo przyjemne miejsce, chociaz trafil sie nam pokoj na parterze od strony ulicy, wiec ze wzgledu na halas ciezko bedzie sie wyspac. Niemniej hostel jest bardzo przyjemny, obsluga przyjazna i jest pelen fajnych ludzi. No i ma 2 kompy podlaczone do internetu! (niestety, co widac, na kompie nie polskich znakow, a co gorsza jest on zamkniety w skrzyni, wiec niestety nie moge podlaczyc aparatu i zdjec dzis nie bedzie)
Jak tu dotarlismy - lot do Rzymu przebiegl bez wiekszych zaklocen. W Rzymie 6 godzin przerwy w oczekiwaniu na nastepny lot. Pizza, piwo - barman probowal nas oszukac na kase, nie dalismy sie - ale ze takie cos, juz tu, jeszcze w Europie... Nastepny lot, juz do Buenos trwal 14 godzin, lecielismy Boeingiem 777. Obok nas siedziala 25-letnia rosjanka - Lena. Leciala samotnie do Argentyny i Urugwaju. Opowiadala ze wczesniej samotnie odwiedzila takze Tanzanie i Sierra Leone w Afryce i Australie. Jak ona daje rade, to i my damy ;) Chcialem w czasie lotu przerobic kurs hiszpanskiego, ktory mialem nagrany w mp3, ale okazalo sie ze szum silnikow byl zbyt glosny i nie daje sie tego sluchac. Sluchalem zamiast tego glosniejszego audio booka - padlo na "Ojca Chrzestnego". Gdzies w Afryce Zachodniej samolot wpadl w straszne turbulencje, spadl o kilka metrow w dol, na pokladzie wszystko podskoczylo. Momentalnie spocily mi sie dlonie. Probowalem kontrolowac ten odruch, ale okazalo sie ze przy kolejnych turbulencjach dzieje sie to samo - wydaje sie ze swiadomy czlowiek jest w stanie kontrolowac swoje emocje i odruchy, ale okazuje sie ze w niektorych sytuacjach nie jest to mozliwe, nawet zdajac sobie sprawe ze zagrozenie nie jest duze i starajac sie przejac kontrole nad wlasnym cialem. Z ciekawoscia rozejrzalem sie wokol - u innych ludzi zaobserwowalem te same, a nawet znacznie gorsze objawy...
Po 14 godzinach meczarni w ciasnym samolocie i kilku 1-godzinnych drzemkach dotarlismy na miejsce. Na lotnisku zaczepil nas brytyjczyk w naszym wieku - William. Okazalo sie ze jedzie w naszym kierunku, wiec wspolnie wzielismy taksowke. Jako ze on najlepiej radzil sobie z hiszpanskim, ku naszemu zadowoleniu to on negocjowal cene. Taksowkarz byl najgorszym kierowca z jakim mialem nieprzyjemnosc jezdzic, az szkoda komentarza jak chamsko zachowywal sie na drodze i ile niebezpiecznych sytuacji wywolal. Chociaz jesli przyjechalismy tu dla emocji - to on nam je zapewnil... W ogole styl jazdy argentynczykow jest dramatyczny - niewiele rozni sie od wloskiego, kto byl ten wie jek to wyglada, to samo z reszta dotyczy pieszych, ktorzy maja gdzies wszystkie przepisy. Taksowkarz dal nam tylko jedna rade, nad ktora nawet sie chwile zastanawialismy ;) proponowal zebysmy zamiast nad Iguazu Falls pojechali do turystycznej miejscowosci Mar del Plata nad oceanem, bo tam pol Buenos spedza wakacje i tamtejsze "las chicas are much better than the Falls", jak tlumaczyl, juz w wiekszosci po angielsku. ;)
W hostelu spotkalismy kolejna ciekawa osobe - 19-letnia francuzke, ktora tez dzisiaj tutaj przyjechala ze swoim chlopakiem. Zostaja 3 miesiace w Argentynie, 3 miesiace w Chile, 3 miesiace w Peru i 3 miesiace w Boliwii - wszedzie w ramach wolontariatu zostaja na misjach, beda zajmowac sie dziecmi, w zamian za dach nad glowa, jedzenie i mozliwosc nauki hiszpanskiego. 19 lat! Ja w tym wieku glownie gralem w gry komputerowe... ;)
Co do samego miasta - z dwoch stron obeszlismy cale centrum Buenos, raz za dnia zanim nas przyjeli do hostelu, drugi raz wieczorem, chcac zobaczyc inne oblicze miasta. Miasto jest bardzo europejskie w charakterze, zabudowa hiszpanska, ludzie z zachowania i wygladu bardziej wloscy. Roslinnosc nie jest bardzo tropikalna, widzielismy tylko kilka palm, troce czesciej zdarzaja sie akacje i tuje, reszta jakby z polski. Widzielismy kilka duzych fiatow, nie mam pojecia skad oni je tu wzieli. Z innych ciekawostek - bardzo popularni sa tu zawodowi wyprowadzacze psow - kilkanascie razy widzielismy ludzi ciagnacych lub bedacych ciagnietymi przez stada kilkunastu psow na dlugich smyczach...
W kazdym razie, miasto nie ma nic ciekawego do zaoferowania, centrum jest brzydkie, krotko mowiac - miasto jest okropne! Utwierdzila nas w tym dodatkowo wieczorna wizyta w centrum - kiedy to ze wszystkich domow na ulice wyrzucono ogromne ilosci workow ze smieciami - praktycznie na kazdym rogu lezaly ich sterty. Czesc z nich porozrzucana po ulicach przez przejezdzajace samochody, bawiace sie tym dzieci albo grzebiace w smieciach ptaki. Syf straszny. Szczerze mowiac nie za bardzo chce sie nam tu spedzac wiecej czasu, ale jutrzejszego dnia musimy tu jeszcze byc, dopiero pojutrze jedziemy dalej...
no to gratki, bo 14 godzinw samolocie to koszmar dla nog :P
OdpowiedzUsuńczekamy za foto :)
dawać mnie tu fotki
OdpowiedzUsuńzaticzki do uszu se kupta, potrafia ocalic noc a w konsekwencji nastepny dzien :) my sie bez tego nie ruszamy na zadna wycieczke.
OdpowiedzUsuńpomyslimy i o zatyczkach, ale zazwyczaj mamy takie intensywne dni, ze jednak spimy jak dzieci ;)
OdpowiedzUsuń