Rejs zakonczylismy w Puerto Ayora na Santa Cruz. Przez jakies 2h szukalismy hostelu - ciezko bylo znalezc cos taniego i czystego. Najlepsza opcja wydal nam sie hostel Sir Francis Drake, ktory polecam (20 USD za nocleg w pokoju z klimatyzacja). Nastepnego dnia mielismy w programie trzy rzeczy - poznanie Puerto Ayora, zwiedzanie Centrum Naukowego im. Darwina i Las Grietas.
W Puerto Ayora sa dwa porty - jeden turystyczny - w ktorym sa zacumowane jachty oraz "promy" plywajace po okolicznych wyspach oraz drugi - na uzytek lokalnej ludnosci, rybacki i z prywatnymi motorowkami. Po drodze do Centrum Darwina trafilismy do drugiego portu. Znajduje sie tam maly ryneczek rybny - czyli blat na ktorym kroi sie swiezo przywiezione ryby i na miejscu sprzedaje lub pakuje i wywozi. Wokol portu kreca sie lwy morskie i pelikany liczac na rybie odpadki, ktorymi czesto sa obdarowywane.

Obrazki portowe.


Wejscie do Centrum Darwina. Na Galapagos jego nazwisko pojawia sie bardzo czesto - niektore gatunki zwierzat i roslin sa nim nazwane (Darwin´s Finch, Darwin´s Bush, itp.), sa hotele, restauracje i ulice Darwina. W sklepach sprzedaje sie koszulki z cytatami z niego, z jego podobizna lub nazwiskiem. Czasem pojawiaja sie tez powiazania z teoria ewolucji Darwina z (r)ewolucja Che Guevary, tak jak tutaj (czapeczka z jego slynnego portretu).

Wstep do Centrum Darwina jest wliczony w cene biletu wstepu na wyspy. W Centrum tym jest kilka rzeczy do zobaczenia:
- kilka ekspozycji z historia wysp, historia Darwina itp. - sa niestety bardzo slabo przygotowane...
- wylegarnia zolwi gigantow - nic specjalnego, kilka klatek w ktorych biega mnostwo (na razie) malych zolwikow. Po tym co widzi sie na wyspach - zero wrazenia
- wylegarnia iguan - do ktorej juz nie doszlismy, bylo za goraco, wymieklismy i zrezygnowalismy zakladajac, ze jest to podobne do zolwi
- wystawa kaktusow i insektow Galapagos - jak wyzej
- Samotny George, czyli ostatni zyjacy przedstawiciel jednego z gatunkow zolwi gigantow, prawdopodobnie ma grubo ponad 200 lat, ale nie ma naukowych metod zeby to oszacowac. George´a nie widzielismy, musial sie schowac gdzies w krzakach. Swoja droga ma on bardzo ciekawa historie - naukowcy od kilkudziesieciu lat staraja sie znalezc mu partnerke, zeby zachowac jego gatunek, ale nie udaje im sie to. Na Galapagos opowiada sie sporo malo smiesznych kawalow o Samotnym George´u, jak np. ten, ze George strzela slepakami. George rowniez pojawia sie w nazwach hosteli, agencji turystycznych i lokali, a takze na koszulkach, kubkach itp. W kazdym razie George ma przerabane - to straszne wiedziec, ze na calym swiecie nie ma Twojej drugiej polowki...
- inne zolwie giganty - no i to nareszcie jest jakis konkret!!
Do zolwi mozna podejsc bardzo blisko, mozna doslownie wejsc do ich zagrody i przechadzac sie miedzy nimi. Zacznijmy od zdjecia dla ukazania skali


Niektore zolwie daleko wysuwaja swoje dlugie szyje...

...a inne, jak to zolwie, chowaja glowy gleboko do skorupy!

Znudzone zolwie ziewaja.

Z bliska wygladaja jak inspiracja Spielberga przed nagraniem "E.T." albo jak dziwne stwory z "Archiwum X".

TORTUGA LOVE STORY
Zolwie tez maja uczucia, ich zycie pelne jest emocji! Ten zolw mial bardzo smutne zycie, w mlodosci sluzyl za ruchomy cel i ma w skorupie dziury po kulach. Ale... w krzakach zobaczyl samice!! Ruszyl zwawo w jej kierunku...

...i szedl...

...i szedl...

...i w koncu doszedl.
Nie mogl sie doczekac, hormony szalaly!

"CO SIE GAPICIE, ZOSTAWCIE NAS SAMYCH!"

"Poczekamy az sobie pojda!"

Hormony byly silniejsze. Zolwie nie poczekaly! ;)

To zdjecia unikalne na skale swiatowa ;) gdyz zyje ostetnich 6 zolwi gigantow tego gatunku. A ile halasu robia - jecza, skrzypia, uderzaja sie skorupami... Darwin twierdzi, ze to wszystko dla podtrzymania gatunku, ale pewnie nie widzial ich w akcji - na pewno sa w tym tez emocje!! ;)
Pozniej ruszylismy w kierunku Las Grietas. Aby sie tam dostac, trzeba wziac w porcie taksowke wodna (0,6 USD) i przeprawic sie na druga strone portu, stamtad prowadzi dosc ciekawy 800-metrowy szlak (duze kamienie wulkaniczne, potrzebne dobre obuwie) prowadzacy miedzy innymi przez plaze i bagna, az do Las Grietas.
W porcie zanosilo sie na burze.



Las Grietas to kilkudziesieciometrowa szczelina w skalach wulkanicznych, do ktorej dostaje sie woda - z jednej strony morska, filtrowana przez skaly, z drugiej strony deszczowka. Obie wody maja rozna gestosc i kolory i nie mieszaja sie ze soba. Takie zjawisko nazywane jest blackish water. Ponoc wyraznie widac granice miedzy warstwami, niestety nie mialem ze soba maski do nurkowania, a bylo bardzo gleboko. W kazdym razie woda byla krystalicznie czysta, plywalo w niej sporo ryb, ja i kilka innych osob...

...a niektorzy skakali z bardzo wysoka...

...aby w koncu wpasc do wody...

...wbrew pozorom, zapewnie bolesnie, na plecy!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz